Blog – www.rgltr.pl http://www.rgltr.pl Regulator. Wejdź. Przeczytaj. Sun, 17 Sep 2017 17:47:11 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.4.16 NAJLEPSZE ZAGRANICZNE SINGLE 2016 http://www.rgltr.pl/najlepsze-zagraniczne-single-2016/ http://www.rgltr.pl/najlepsze-zagraniczne-single-2016/#respond Wed, 11 Jan 2017 00:31:11 +0000 http://www.rgltr.pl/?p=2121 Kaytranada ft. Craig David – Got It Good [playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE] Ta-ku ft. Wafia – Meet In The Middle [playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE] Blood Orange – Best To You [playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE] SBTRKT ft. The Dream – GOOD MORNING [playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE] GTA ft. Vince Staples – Little Bit of This [playlista […]

Artykuł NAJLEPSZE ZAGRANICZNE SINGLE 2016 pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
Kaytranada ft. Craig David – Got It Good

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Ta-ku ft. Wafia – Meet In The Middle

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Blood Orange – Best To You

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

SBTRKT ft. The Dream – GOOD MORNING

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

GTA ft. Vince Staples – Little Bit of This

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Kanye west – Ultralight Beam

 [playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Bruno Mars – 24K Magic

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Sampha – Blood On Me

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Moderat – Reminder

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

J.Cole – Change

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Gold Panda – Chiba Nights

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Chance the Rapper – All We Got

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Run The Jewels – Legend Has It

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Domo Genesis ft. Anderson.Paak – Dapper

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Gallant ft. Jhene Aiko – Skipping Stones

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

 D.R.A.M. – Outta Sight

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

ZHU – In the Morning

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Shura – Nothing’s Real

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Frank Ocean – Pink+White

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

The Avalanches – Because I’m Me

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Nao – Girlfriend

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Solange ft. Sampha – Don’t Touch My Hair

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Childish Gambino – Redbone

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Skepta – Lyrics

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Christian Loffler ft. Mohna – Vind

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Alicia Keys – In Common

Alicia Keys potrafi zaskoczyć mimo, że nie zawsze całe jej albumy są udane. W przypadku „In Common” wszystko od początku do końca jest tak, jak powinno być. Przepiękny głos w delikatnej oprawie muzycznej. Bez zbędnych ozdobników. Najpiękniejsza Alicia jaką tylko można sobie wyobrazić.

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Jamilla Woods – Heavn

Jamila ze swoim albumem zajęła 3cie miejsce z naszym zestawieniu najlepszych albumów roku. W swojej recenzji podkreślałem niezwykłą lekkość przekazywania ciężkich tematów (głównie śpiewa o rasizmie i dyskryminacji), oraz to że ogromną wagę przywiązała do warstwy muzycznej tworząc ze swojego manifestu wyjątkowo zwiewne kompozycje. Heavn jest tego najlepszym przykładem, a słuchać można bez końca.

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Chairlift – Moth To The Flame

To co pomiędzy całkiem przyzwoite utwory z płyty „Moth” wrzucili Chairlift jest niesamowite. „Moth to the Flame” to wzorowo skomponowany singiel, którego nie tyle słucha się z przyjemnością, co buja przy nim, tupie nogą, nuci pod nosem i kiwa głową. Strzał w dyszkę!

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Jorja Smith – Where Did I Go?

Gdy padają pytania o największe nadzieje roku 2017, to w większości przypadków pada nazwisko Jorja Smith. Gdy w styczniu’16 wrzucała do sieci swój pierwszy utwór pracowała jeszcze w Starbucksie. Zaledwie 12 miesięcy później zajęła 4 miejsce w prestiżowym plebiscycie BBC Sound of 2017. „Where Did I Go” jest piękną zapowiedzą wielkich rzeczy.

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Jones – Melt

Urzekająca JONES w końcu uraczyła nas swoim albumem. A na nim „Melt”, który jest kawałkiem idealnie skrojonego popu. Tym samym JONES dołącza do naszego zestawienia najbardziej pożądanych damskich wokali 2016 roku!

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Jessy Lanza – It Means I Love You

Na „Oh No” Jessy Lanza upchnęła mnóstwo charakterystycznych utworów. Ale „It Means I Love You” jest chyba najbardziej charakterystycznym z nich. Hipnotyzujący, wybijany przez automat rytm i zmodyfikowany do absurdalnych kształtów wokal jest świetnie wbijającym się w głowę muzycznym motywem. Totalny obłęd!

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Danny Brown ft. Kendrick Lamar, Ab-Soul, Earl Sweatshirt – Really Doe

Nie dość, że nagrał jeden z najlepszych rap-albumów w ubiegłym roku to jeszcze do singla zaprosił sobie prawdziwy dream team. Nawet bez słuchania widząc, że w jednym tracku są Brown, Kendrick i Earl Sweatshirt można już być pewnym, że będzie sztos. Nawet Ab-Soul siada. Nieprzypadkowo jest przez wielu uważany za singiel roku.

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Leyya – Butter

Prosto z Wiednia dotarły do nas electro-popowe dźwięki najlepszego sortu. Eksperymentalne połączenie melancholii z agresywnym i rytmicznym podkładem sprawia, że „Butter” szybko dociera i zostaje w naszej głowie. Po sukcesie tego singla, zespół zapowiedział nowe rzeczy na rok 2017 – czekamy z niecierpliwością.

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Anderson .Paak – Come Down

To, że Anderson .Paak zagarnął sobie wszystko, co było do zdobycia w 2016 roku – to pewne. Pośród wszystkich utworów pojawiło się tak dużo potencjalnych singli, że można z nich zrobić kolejny TOP. Jest jednak jeden, zdecydowany zwycięzca. „Come Down” z T.I. z niesamowicie zaraźliwym rytmem. Pewniak na każdej, szanującej się playliście.

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Miguel – Cadillac

„Cadillac” jest jedną z perełek ścieżki dźwiękowej do muzycznego serialu „The Get Down” od Netflixa. A kto inny, jak nie sam Miguel mógłby stworzyć tak uzależniający singiel? „Heaven’s in the backseat of my Cadillac” – tę frazę z pewnością sporo osób będzie nucić pod nosem jeszcze przez długi czas.

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

DJ Shadow ft. Run The Jewels – Nobody Speaks

Można narzekać, że Killer Mike zawsze rapuje tak samo, ale skoro robi to tak skutecznie to po co to zmieniać? Kolaboracja stworzona na potrzeby albumu DJ Shadowa okazała się strzałem w dziesiątkę, powstał jeden z najlepszych singli roku w dodatku z najlepszym klipem a.d.2016!

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Banks – Gemini Feed

Jeden z singli zapowiadających świetne wydawnictwo „The Altar”, które pokazuje dojrzałe i bardzo kobiece oblicze BANKS. Stonowane początkowo dźwięki przeobrażają się w dynamiczne, elektroniczne zacięcia z mocnym tekstem na dokładkę. Banks pokazuje pazury, a drapie nimi skutecznie!

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Mac Miller ft. Anderson.Paak – Dang

Tyle było odsłon Andersona Paaka w tym roku, że trudno to ogarnąć – było solo, NxWorries i kilkanaście featów. Jednak wersją, którą zostaliśmy kupieni jest gościnny występ na płycie Maca Millera „The Divine Feminine”. A że śpiewany rap wychodzi Millerowi równie wdzięcznie, to dzięki temu powstał najlepszy letniaczek ubiegłego roku.

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Bonobo – Kerala

Simon Green wraca w najlepszej formie! Rewelacyjna, mocno wkręcająca się kompozycja, a do tego nie mniej pokręcony teledysk. A wszystko to zapowiada nowy album Bonobo „Migration”, który ma ujrzeć światło dzienne lada dzień. Ta wybitna postać wcale nie ma jeszcze ochoty na oddanie komukolwiek piedestału w Ninja Tune! Jeśli całe LP będzie na poziomie singla, to kolejny raz już w styczniu będziemy mieli kandytata do czołówki podsumowań roku.

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

Beyoncé – Formation

Najgłośniejszy singiel „Lemoniady” od Beyonce. Esencja płyty, ściana klików i głębokich basów. Podium należy do Bey, która pokazuje swoje prawdziwe oblicze udowadniając, że z nią się nie zadziera. Szalony, zaskakujący singiel, w którym z opanowaniem i minimalizmem zderza się różnorodność i… ujadanie! W „Formation” jest niespotykana lekkość, flow i zero przypadku. Po prostu sztos! Zasłużone pierwsze miejsce!

[playlista SPOTIFY] [playlista YOUTUBE]

 

Artykuł NAJLEPSZE ZAGRANICZNE SINGLE 2016 pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
http://www.rgltr.pl/najlepsze-zagraniczne-single-2016/feed/ 0
NAJLEPSZE ZAGRANICZNE ALBUMY 2016 http://www.rgltr.pl/najlepsze-zagraniczne-albumy-2016-2/ http://www.rgltr.pl/najlepsze-zagraniczne-albumy-2016-2/#respond Tue, 10 Jan 2017 18:59:58 +0000 http://www.rgltr.pl/?p=2132 Glass Animals – How to Be a Human Being Rok 2016 był zdecydowanie rokiem wyraźnych nawiązań do popkultury lat 80′, 90′. Powrót The Avalanches, genialny serial „Stranger Things” nawiązujący do familijnych produkcji SF spod znaku Stevena Spielberga, czy… Glass Animals! „How to Be a Human Being” okładką i zawartością nawiązuje do produkcji telewizyjnych tamtych czasów. […]

Artykuł NAJLEPSZE ZAGRANICZNE ALBUMY 2016 pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
Glass Animals – How to Be a Human Being

Rok 2016 był zdecydowanie rokiem wyraźnych nawiązań do popkultury lat 80′, 90′. Powrót The Avalanches, genialny serial „Stranger Things” nawiązujący do familijnych produkcji SF spod znaku Stevena Spielberga, czy… Glass Animals! „How to Be a Human Being” okładką i zawartością nawiązuje do produkcji telewizyjnych tamtych czasów. Zaczynając od prześmiewczej okładki, kolorowej, prezentującą „typową rodzinkę” tego okresu czy zerkając na tracklistę z serialowym „Season 2 Episode 3”. W każdym razie trzeba sobie powiedzieć wprost: Glass Animals stworzyli wspaniały album wypełniony niezaprzeczalnymi hitami. Bez skomplikowanych nawiązań i zbędnego patosu. Po prostu z przyjemnymi utworami, których nie sposób nie kojarzyć, jak rozpoczynający krążek „Life Itself” czy bezkonkurencyjne „Youth”. Mają też talent do tworzenia zapadających w pamięć melodii, jak w „Mama’s Gun”, po usłyszeniu których trudno będzie to „gwizdanie” wyrzucić z głowy. A dla wytrwałych, doskonałe „Agnes” na sam koniec krążka. „ZABA” z 2014 roku odkryło przed światem niesamowitych Glass Animals. „How to Be a Human Being” zdecydowanie potwierdza ich pozycję! [POSŁUCHAJ~Ł.Sidorkiewicz

Rihanna – Anti

Spójrzmy na cztery albumy wstecz Rihanny. Żaden z nich nie mógłby się znaleźć w naszym zestawieniu nie tylko ze względu na naszą ignorancję komercyjną, ale szczerze przeciętny poziom kompozycji. Ale Rihanna zadaje się z odpowiednim towarzystwem i widzi, że skoro Kanye, Beyonce, Drake, Kendrick czy Miguel robią rzeczy bardziej ponadczasowe niż szybki pieniądz i recenzja 5/5 w Bravo (chociaż wiadomo jak jest). Dlatego wypuściła ANTI, które już nie jest tak cukierkową płytą. Pokazała, ze potrafi poruszać się wśród mroczniejszych, nieoczywistych bitów i momentami szalonych zestawień. Już sam początek krążka to zwiastuje poprzez zaproszenie do „Consideration” uznaną w środowisku wschodzących artystek SZA. A pomijając oczywiste hity, które mogą lecieć w komercyjnych rozgłośniach („Kiss it Better”, „Work”, które wciąż są słuchalne), to zaserwowała nam naprawdę ciekawe kompozycje. Porywające „Desperado”, pulsujące, niezwykłe „Needed Me” i zapadające w pamięć „Same Ol’ Mistakes”. Strzał w dziesiątkę (no, może w 9.5)! Na dodatek album nie jest oceniany tylko w kontekście poprzednich wydawnictw, ale naprawdę jest bardzo dobrą produkcją. [POSŁUCHAJ~Ł.Sidorkiewicz

ANOHNI – Hopelessness

Wszyscy oczekiwali występu Anohni na Off Festivalu, jednak choroba tym razem ją pokonała. A szkoda, bo to mógł być jeden z najciekawszych występów festiwalu. Szczególnie po świetnie przyjętym krążku „Hopelessness”. To dzieło, do którego swoich sił produkcyjnych dołożyli Oneohtrix Point Never i Hudson Mohawke. Antony Hegarty, wcześniej lider projektu Antony and the Johnsons przeszedł ogromną metamorfozę przychodząc z nowym projektem odchodzącym od starych założeń muzyki instrumentalnej, patetycznej, wręcz teatralnej. Teraz jako Anohni zanurza się w elektronicznym dance-popie, w którym porusza ważne problemy społeczne. Od polityki, przez zniszczenie środowiska po sferę uczuć i tożsamości. „Hopelessness” to dzieło skomplikowane z jednej strony, a z drugiej zdumiewająco łatwo przyswajalne, chociaż pierwsze zderzenie z krążkiem może nie być najprostsze. Niektóre utwory pokazują jeszcze pozostałości po poprzednich dokonaniach artystki w sposób nieoczywisty, jak „I Don’t Love You Anymore” czy „Obama”. Jednak wdarło się tutaj sporo nowoczesności i przebojowości. Mocnych, elektronicznych uderzeń, nieco brudu i narastającego napięcia. To nowy rozdział dla Anohni, a dzięki formie prezentowanej na „Hopelessness” jest ogromna szansa, że jej przekaz trafi do szerokiego grona odbiorców. A to nierzadko wartości, które należy pielęgnować wbrew pędowi i znieczulicy obecnych czasów. [POSŁUCHAJ~Ł.Sidorkiewicz

The Range – The Potential

Ponad trzy lata temu The Range został doceniony za swój album „Nonfiction”. W minionym roku stworzył więcej, niż można było się spodziewać. Dwa albumy i film dokumentujący powstawanie krążka „Potential”. Za nim bowiem kryje się nieco dłuższa historia. The Range, czyli James Hinton, przekopywał odmęty sieci w poszukiwani ciekawych sampli wokalnych i dźwiękowych. Okazało się, że niemal cały krążek został stworzony ze zlepków filmów z YouTube. Sieć jest przepełniona milionami klipów. Przy większości z nich łatwo wcisnąć przycisk „dalej”. Niektóre obejrzysz do końca bez refleksji. Ale James zadaje pytania: kim są ci ludzie? Jakie są ich historie? Pokazał niesamowite opowieści o zwykłych ludziach, którzy na co dzień prowadzą normalne życie. Popołudniami zaś oddają się swoim pasjom. Dzięki temu każdy z nich mógł zaistnieć choć na chwilę. Znając tę historię można spojrzeć na krążek z nieco innej perspektywy. Kruddy Zak wypowiadający monologi na „Copper Wire” targany jest trudnym życiem w niebezpiecznych dzielnicach miasta. Kai, niczego nieświadoma amatorka śpiewu wykonująca covery Ariany Grande, użyczyła swojego wokalu w „Florida”. Czy w końcu Naturaliss z „1804”, który na co dzień pracuje jako klawisz w więzieniu. Tych ludzi jest o wiele więcej. Ludzi nieodkrytych, którzy mają swoje problemy, historie i tragedie. Ale łączy ich muzyka. Ta pasja sprawia, że „Potential” jest albumem wyjątkowym. Zdecydowanie poruszającym. [POSŁUCHAJ~Ł.Sidorkiewicz

Noname – Telefone

Ten rok był dla Noname podobny jak dla Jamilii Woods. Wydała równie dobry krążek, w podobnym terminie, a ponadto pojawiła się w podobnych featuringach. Ale w jej żyłach prócz soulu i R’n’B płynie więcej rapu, co również sama uskutecznia na swoim krążku „Telefone”. A to nie wszystko, bo w jej kompozycjach pojawia się również skomplikowanie instrumentalne rodem z jazzu, którego małym symbolem jest postać Eryn Allen Kane, zaproszona do utworu „Reality Check”. To z resztą nie jedyna osoba zoproszona do współpracy, bo ten wielobarwny album wzbogacają m.in. The Mind, Raury, Saba (Chance the Rapper – „Angels”) czy Joseph Chilliams. I vice versa – dopełnieniem albumu są gościnne udziały Noname na innych wydawnictwach ważnych w tym roku artystów. Warto zatem w poszukiwaniu jej głosu sprawdzić „Coloring Book” Chance’a the Rapper’a („Finish Line/Drown”) czy „Bartholomew” od Jesse Boykins’a III („Into You”). Można powiedzieć, że to zgrane towarzystwo, które ciężko pracuje na sukces przyjaciół. Ale jeżeli dzięki temu mają powstawać tak udane krążki jak „Telefone” od Noname, to ja chcę więcej! [POSŁUCHAJ~Ł.Sidorkiewicz

Danny Brown – Atrocity Exhibition

Joy Division, Bjork czy Talking Heads – te nazwy wielokrotnie pojawiały się w wywiadach z Dannym Brownem gdy pytano go o inspiracje i wpływy przy tworzeniu „Atrocity Exhibition”. Brzmi zaskakująco? Właśnie na taki efekt liczył Brown udowadniając niejako pozycję najbardziej ekscentrycznego rapera na scenie. W ogóle cały album wywołuje u mnie dwuznaczne odczucia – z jednej strony mam wrażenie, że to najbardziej uporządkowane i dopracowane wydawnictwo w jego dorobku, a z drugiej najbardziej radykalne. Chyba nie jestem w tym rozmyślaniu odosobniony, bo w sieci można znaleźć skrajnie różne recenzje – od skupiania się na dumie z degeneracji przez określenie Browna „najbardziej wyluzowanym spośród raperów eksperymentalnych”, aż po uznanie Atrocity za album roku. To mówi samo za siebie. Każdemu odsłuchowi towarzyszą emocje, czyli to co w muzyce najważniejsze. [POSŁUCHAJ~M.Tomaszewski

Isaiah Rashad – The Sun’s Tirade

Już po pierwszym odsłuchu zaraz po premierze czułem, że będzie to jedna z moich ulubionych pozycji rapowych a.d.2016. Znalazłem na tym krążku wszystko czego mi trzeba. Są lekko zadymione ale melodyjne kompozycje („4r Da Squaw” czy „Free Lunch”), sprawne i trafne zapożyczenia z innych gatunków („Rope” i „Silkk da Shocka”), świetne featy („Tity and Dolla” ft. Hugh Augustine, Jay Rock), narkotyczna podróż („Stuck in the Mud”) i w końcu zawsze satysfakcjonujący moment, gdy znajduje się ten sam sampel w dwóch różnych utworach (posłuchajcie „Wat’s Wrong” i wałka Prysa „Nieobecni”). Smaku dodają ostatnie lata życia Rashada, jego uzależnienie od alkoholu i leków,  prawie zerwany kontrakt w TDE oraz to, że ostatecznie po 2,5 roku zawirowań się udało. Tę ważną część swojego życiorysu Isaiah zawarł w otwierającym krążek intrze „where u at?”. „The Sun’s Tirade” to jeden z tych krążków, które wciągają w historię bardzo szybko i nie kończą tej opowieści przed końcem. [POSŁUCHAJ~M.Tomaszewski

Shura – Nothing’s Real

Do Shury mamy ogromny sentyment. Głównie dlatego, że jej utwory odkryliśmy jeszcze w momencie, gdy jej profil soundcloudowy świecił pustkami. A każdy kolejny udostępniany utwór zaskakiwał coraz bardziej. „Indecision”, „Touch” czy w końcu „2Shy” zapowiadały coś niezwykłego, jednak nikt by się nie spodziewał, że obecnie Shura zdobędzie tak duży rozgłos i odniesie tak ogromny sukces. To zasługa bardzo dobrych kompozycji, które nawiązują do dźwięków lat 80′, 90′ poprzez przebijające się syntezatory, epizodycznie pojawiające się motywy gitar elektrycznych czy w końcu skoczne rytmy. To po prostu piękne melodie, które razem składają się w uszyty na miarę krążek „Nothing’s Real”. Ale to głównie poruszające piosenki z tekstem, który zmusza do zastanowienia, jak „Make It Up” czy „What’s It Gonna Be?”. A na deser 7-minutowe White Light z ukrytym utworem i przebijającymi się dialogami obecnymi sporadycznie na krążku, które dodają uroku. Wszystko to sprawia, że pomimo swojej przebojowości, „Nothing’s Real” jest krążkiem bardzo osobistym, w którym każdy może odnaleźć historię swojego życia. [POSŁUCHAJ~Ł.Sidorkiewicz

A Tribe Called Quest – We got it from Here… Thank You 4 Your service

18 lat minęło od wydania poprzedniego albumu „The Love Movement”. Mogłoby się wydawać, że próba wydania kolejnej płyty skończy się albo składanką „The Best of” (kajam się, sam obawiałem się tego rozwiązania), albo nieudolną próbą wpasowania swojej „legendarności” w nowoczesną okładkę. Powiedzmy sobie szczerze – to wcale nie musiało się udać. Jednak w przypadku „We got it from Here… Thank You 4 Your service” jest zupełnie inaczej. Wspomniane wcześniej połączenie „starego z nowym” jest tu idealnie i bardzo smacznie wyważone. Momentami można się poczuć jak na „The Low End Theory”, jednak nigdy nie ma się wrażenia „odgrzewania”. Inna sprawa, że ATCQ idealnie trafili w czas renesansu hip-hopu zaangażowanego i „o czymś”. Ten słodki smak satysfakcji przełamuje fakt, iż w trakcie nagrywania albumu zmarł Phife Dawg, który ledwie 24 godziny przed odejściem zdążył zarejestrować ostatnie zwrotki. Mimo to powstał jeden z najlepszych albumów tego roku. [POSŁUCHAJ~M.Tomaszewski

NxWorries – Yes Lawd!

Próbuję odnaleźć w pamięci moment, w którym w zestawieniu najlepszych albumów roku pojawiają się dwie płyty jednego artysty. Do momentu pisania tego tekstu takiego faktu sobie nie przypomniałem, a tak jest tym razem za sprawą Andersona Paak’a (trochę spoiler, ale czy ktokolwiek myślał, że „Malibu” nie zmieści się w top30?). Tutaj w wersji współtworzonej razem z producentem Knxwledge w 19 utworach mijających nadspodziewanie szybko. Na tyle szybko, że czasami mam wrażenie jakby Anderson nawet nie kończył piosenki, a już zaczynał kolejną. I to jest właśnie klucz charakteryzujący „Yes Lawd!” – lekkość, wręcz nonszalancja unosi się w powietrzu cały czas. Single? Może „Get Bigger” ma ku temu potencjał, ale równie nieoczywisty co brzmienie całego albumu. Nie wiem czy próba gatunkowego sklasyfikowania jest tu potrzebna, ale na usta ciśnie się określenie „soulowy”. Mimo świadomości, że fakt wydania „Malibu” w tym samym roku nie powinien wpływać na ocenę NxWorries, to nie da się oprzeć zachwytom nad faktem wydania dwóch bardzo dobrych krążków w odstępie zaledwie dziewięciu miesięcy. [POSŁUCHAJ~M.Tomaszewski

Takuya Kuroda – Zigzagger

Zdaję sobie sprawę, że obecność tego krążka w top20 niektórych może dziwić, ale mam na to solidne wytłumaczenie. Stało się tak, ponieważ Takuya Kuroda (trębacz znany chociażby z występów z Jose Jamesem, czy z grupy The Badder) wypełnił u mnie w tym roku pustkę przeznaczoną na albumy instrumentalne, bezkompromisowe i idealnie pokazujące wartość kompozycji w utworze. Wiem, że niektórzy twierdzą, że „piosenka musi posiadać tekst” – ja standardowo odpowiedziałbym „ok, ale to nie są piosenki”. Jednak po którymś kolejnym odsłuchu Zigzaggera doszedłem do wniosku, że właśnie są! Takie instrumentalne, pięknie zagrane piosenki, które są złotym środkiem pomiędzy wygórowanymi ambicjami muzyków, a masowym upraszczaniem wszystkiego. I jeszcze ta trąbka – nienachalnie, ale jednak klarownie wyróżniająca się z całego instrumentarium. Jazzujący afro-beat w najlepszym wydaniu. [POSŁUCHAJ~M.Tomaszewski

Gallant – Ology

Gallant to typowy przykład artystów, którzy przed wydaniem płyty raczą nas większością swoich najlepszych utworów. Z tą małą różnicą, że większość z nich nie ma nic więcej do zaoferowania na krążkach. U Gallanta jest inaczej. Nie dość, że jest obdarzony niezwykłym głosem, to ma talent do pisania porywających utworów, dzięki czemu na „Ology” nie ma miejsca na „zapychacze”. Świadczy o tym również ogromny potencjał remiksowania tych utworów. W każdym razie gdyby wypuszczał te single w innej kolejności, jestem pewien, że jego pozycja na rynku nie uległaby zmianie. Już od samego początku albumu oprócz „Talking To Myself” otrzymujemy porywający „Shotgun”, podniosłe „Bone + Tissue” czy melodyjne „Episode”. I jedyny, ale jakże znaczący featuring Jhene Aiko w „Skipping Stones”. Gallant zaserwował nam przyjemną, niezobowiązującą płytę, na której trudno znaleźć jakiekolwiek potknięcie. A sam odsłuch daje mnóstwo radości i satysfakcji, bo to pop, który nie trąca tandetą. Gallant to już zresztą poważny gracz na tej scenie, czego nie musi udowadniać – jedynie trzymać wciąż jak najwyższy poziom. [POSŁUCHAJ~Ł.Sidorkiewicz

Kanye West – The Life of Pablo

Można delikatnie stwierdzić, że na przestrzeni lat twórczość Kanye West’a była „różna”. Mimo, że kojarzony ze śmietanką artystyczną, to jednak potrafił znaleźć co najmniej złoty środek pomiędzy komercją a „nieobciachowymi” dźwiękami. Pytania zazwyczaj zmierzają w kierunku: czy kolejny album dorówna „My Beautiful Dark Twisted Fantasy” czy będzie momentami mocno pokręcony jak „Yeezus”? I do tego drugiego mu bliżej. „The Life of Pablo” zaskakiwało. Wypuszczone nagle, z totalnie pokręconą okładką, która obecnie jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych grafik ubiegłego roku, nawet źródłem internetowych memów. „Yeezus” wyglądał jak piracka, wypalona u sąsiada płytka. „The Life of Pablo” wygląda jak internetowy leak albo cyfrowy mixtape. A co z zawartością muzyczną? Po raz kolejny na najwyższym poziomie z rozpoczynającym wydawnictwo „Ultralight Beam” z przepięknymi chórkami. Zmienny jak pogoda, gdzie z mrocznych klimatów i wyrzutów (słynne „I made that b**ch famous” z „Famous”) przechodzi w szaleńczo melodyjne refreny. Utwory, które mają tzw. „background”. Historie, o których jeszcze przez długi czas rozpisywały się portale zarówno plotkarskie jak i magazyny muzyczne. Na „The Life of Pablo” nie ma przypadków. Jest duża różnorodność dźwięków, pomysłów i wokali odpowiednio przetwarzanych na miliony sposobów. Po prostu Kanye, którego da się szanować. [POSŁUCHAJ~Ł.Sidorkiewicz

NAO – For All We Know

NAO to kolejna wokalistka, która rozwijała się na naszych oczach. Śledziliśmy jej poczynania od pierwszych nagrań i cieszyliśmy się z każdego z nich. A już od początku zapowiadała najwyższy poziom, by obecnie prezentować wyrafinowany pop dostępny dla każdego. „For All We Know” to płyta bardzo zróżnicowana i nowoczesna, nawiązująca do tradycji muzyki soul i R’n’B. Zapowiadana świetnymi singlami, takimi jak „Bad Blood”, „Girlfriend” czy „Fool to Love”. Pokazała jednak również mniej radosną część twórczości, jak przepięknie rozwijający się „In the Morning”, który ze spokoju przeradza się w rozedrgany, elektroniczny finał pełen brudu i hałasu. Co pewien czas pomiędzy utworami wtrącane są krótkie zapiski „Voice Memo”, które są poniekąd próbkami utworów. Kończą się jednak zanim na dobre przekonamy się jakie niosły ze sobą intencje. A oprócz świetnych kompozycji trzeba przyznać, że NAO ma jeden z najciekawszych damskich wokali minionego roku. Bez zbędnych ozdobników, prosty, ale urzekający. W tej prostocie tkwi wielka moc i potencjał. Świetna, niezobowiązująca a zarazem charakterystyczna i zapadająca w pamięć płyta. [POSŁUCHAJ] ~Ł.Sidorkiewicz

Childish Gambino – Awaken, My Love!

Donald Glover aka Childish Gambino to postać nietuzinkowa, a w ostatnim czasie bardzo dużo się u niego dzieje. Zdążył odebrać Złotego Globa za swój własny serial „Atlanta”, w którym dodatkowo zagrał oraz nagrać album, którego nie spodziewał się nikt. Po pierwsze, zróbmy sobie małe badanie opinii publicznej – pomyślcie o skojarzeniach z Childish Gambino. Jestem przekonany, że większość osób skojarzy go z rapem. Sam spodziewałem się właśnie albumu rapowego. Okazało się jednak, że rapu tu ani grama! Wystarczy przytoczyć nagłówek z NY Times’a: „Childish Gambino’s ‘Awaken, My Love!’ Sounds Like the 1970s”. I w istocie tak właśnie jest. Brzmienie zaskakuje, warstwa liryczna też nie należy do najłatwiejszych i najbardziej oczywistych. Dlatego nowy album Gambino zdecydowanie jest krążkiem wymagającym kilkukrotnego odsłuchu, aby w pełni poczuć klimat, którym obdarza nas Glover. I nadal mam wrażenie, że ta płyta zasługuje na dużo więcej niż tych kilka napisanych przeze mnie zdań. [POSŁUCHAJ~M.Tomaszewski

The Avalanches – WIldflower

Szesnaście lat kazali czekać na swój kolejny album, w tym zwodząc wszystkich przez kilkanaście. Zgarnęli wszystkie możliwe nagrody za „Since I Left You” i… Zniknęli. Problem w tym, że z roku na rok zapowiadali powrót, jednak nikt już nie wierzył w ich obietnice. Aż do momentu wypuszczenia „Subways”. Nadzieja przerodziła się w fakt, chociaż kolejny singiel „Frankie Sinatra” już nie wydawał się być tak porywającym. „Wildflower” jako album był oczywistym nawiązaniem do krążka sprzed szesnastu lat. Z jednej strony budową (utwory przechodzą z jednego w drugi płynnie, niczym audycja radiowa), z drugiej nawiązania do popkultury Stanów Zjednoczonych lat 80′, 90′. Dla wielu to właśnie było największą wartością obecnego krążka. Sami z resztą to pokazali swoimi teledyskami. Wypuścili nawet kompilację klipów i przenikających przez siebie symboli tamtych lat w postaci seriali, grafik, animacji, postaci tamtych czasów z przygrywającym w tle „Wildflower”. Wiele osób jednak zarzuca The Avalanches, że na albumie nie ma oczywistych singli, które można słuchać w oderwaniu od całości. To nie jest prawdą, wystarczy sprawdzić rozpoczynający krążek „Because I’m Me”, który jest najbardziej przebojowy z charakterystycznym refrenem, czy prześmiewcze „The Noisy Eater”. Dużo jest przede wszystkim radosnych, sielankowych utworów, które mają za zadanie cieszyć ucho, jak „If I Was a Folkstar”, „Harmony” (doskonałe wręcz) czy „Sunshine”. A do tego wszystko jest spójne, połączone koncepcyjnie i niezwykle relaksujące. Jeżeli dasz się ponieść tym dźwiękom, znajdziesz chwilę wolnego na skupienie się jedynie na „Wildflower”, to będzie on jedną z najprzyjemniejszych rzeczy, jakie muzycznie mógł podarować rok 2016. [POSŁUCHAJ~Ł.Sidorkiewicz

Mac Miller – The Divine Feminine

O ile jeszcze całkiem niedawno na wspomnienie o Mac’u Millerze można by jedynie popatrzeć pełnym żalu wzrokiem, o tyle jego ostatnie działania zmieniają postrzeganie jego osoby o 180 stopni. Debiut w postaci „Blue Slide Park” był, delikatnie mówiąc, kiepski. Od „dzieciaka” przeszedł długą drogę, aby liczyć się na scenie. Dzięki temu zrozumiał, że aby zyskać poważanie musi pójść w nieco innym kierunku. Kierunku bardziej stonowanym, rozbudowanym instrumentarium, posłuchał najpewniej trochę jazzu, soulu, zakolegował się z SYD i Thundercatem i… Został wprowadzony w niezwykły świat ambitniejszych dźwięków. Klasę pokazał już na „GO:OD AM”, ale „Divine Feminine” to chyba jego najlepsze dotychczas dzieło. Rozpoczął od najlepszego utworu tego lata – „Dang!” z Andersonem .Paak’iem. A to dopiero początek, bo przy jego produkcjach swoje palce (a raczej głosy) maczali m.in. Ariana Grande, Kendrick Lamar czy Ty Dollar $ign. „Divine Feminine” to album o relacjach między kobietą a mężczyzną, miłości i różnicach pomiędzy postrzeganiem świata pomiędzy obiema płciami. W każdym razie trzymając się samych kompozycji warto wspomnieć, że to nie goście zaproszeni na album, ale same kompozycje Mac’a decydują o wielkości tego krążka. „Stay”, „Skin” czy w końcu świetny „Soulmate” nie potrzebowały żadnej dodatkowej pomocy, aby się obronić. „The Divine Feminine” to dobry znak. Zapowiedzi występów festiwalowych Millera jeszcze dwa lata temu nie robiły zbytniego wrażenia. Obecny krążek sprawia, że na jego koncerty czeka się z dreszczykiem emocji. [POSŁUCHAJ] ~Ł.Sidorkiewicz

J.Cole – 4 Your Eyez Only

J.Cole kolejny raz postanowił wypuścić praktycznie niezapowiadane wcześniej wydawnictwo i kolejny raz zrobił to w grudniu. Zawsze się zastanawiam czy robi to świadomie i zdaje sobie sprawę, że w wielu rankingach podsumowujących rok nie znajdzie się właśnie z powodu późnej premiery, czy ma nadzieję na wywołanie wielkiego szumu i poprzestawianie wspomnianych rankingów w ostatniej chwili do góry nogami. To zagadnienie jest o tyle ciekawe, że będąc zupełnie szczerym trzeba powiedzieć, że ani „2014 Forrest Hills Drive”, ani nowy „4 Your Eyez Only” nie są krążkami przełomowymi. Nie zrozumcie mnie źle, bardzo cenię te albumy. Poza tym J.Cole jest moim ulubionym raperem i kupuję wszystkie cdki bez zastanowienia. Są to płyty do top20, może top10, ale na pewno nie do top3. Mało tego: wydaje mi się, że tego akurat J.Cole jest w pełni świadomy. Przecież sam zajmuje się bitami, produkcją, nagraniem i wypuszcza to nakładem własnego labelu. To ewidentnie świadczy o fakcie, że jego albumy mają być bardziej osobiste, ciepłe i skierowane raczej do odbiorcy konkretnie zainteresowanego historią, niż masowego słuchacza. I dokładnie taki jest nowy krążek. Chciałoby się powiedzieć „niedzielna płyta” – zawsze, w każdej wolnej chwili będzie się go bardzo dobrze słuchało. W każdej sekundzie czuje się to, że każdy dźwięk ma jakieś odniesienie do życiorysu Cole’a, a teksty automatycznie i niezależnie od rzeczywistości uznaje się za prawdziwe. Idealnym podsumowaniem dla „4 Your Eyez Only” jest zdanie z recki Magdy z Kinkyowl (pozdrawiam serdecznie!) – „jedno z najbardziej błogich wydawnictw tego roku”. [POSŁUCHAJ~M.Tomaszewski

Blood Orange – Freetown Sound

Dev Hynes czego się nie dotknie od razu zamienia się w złoto. Nic dziwnego, że tak dużo czasu trzeba było czekać na kolejny krążek od Blood Orange. Od jednego z najlepszych albumów 2013 roku („Cupid Deluxe”) trochę czasu już minęło. W trakcie tych trzech lat sporo artystów mogło pochwalić się, że ich utwory wyprodukował Dev. W każdym razie „Freetown Sound” to kontynuacja poprzedniego krążka, na którym można znaleźć kilka odpowiedników „Chamakay” czy „You’re Not Good Enough”. Muzyka Blood Orange jest bardzo emocjonalna. To artysta z ogromną wrażliwością, którego kompozycje są zarazem przebojowe i subtelne. Głównie przez delikatne partie wokalu połączone leniwymi, pulsującymi dźwiękami. I mimo, że na krążku można znaleźć kilka niekwestionowanych pewniaków, jak „Best To You”, to największą zaletą wszystkich jego dzieł są zawsze utwory intrygujące i tajemnicze. Mowa tu o rozpoczynającym płytę, niezwykle teatralnym „By Ourselves”, eklektycznym „Augustine” czy szeptanym „Better than Me”. Z kolei największe wrażenie robią utwory, w których wykorzystany zostaje subtelnie saksofon wprowadzający niesamowity klimat, jak w „Squash Squash”, „Love Ya” czy „With Him”. To jednak nie jest album „na raz”. O ile single mogą być pochłaniane w kółko, o tyle z resztą utworów trzeba się zaprzyjaźnić. Wsłuchać w każdy instrument, który odgrywa swoją partię opowiadając własną historię. Budując napięcie i dozując emocje, jak w „I Know”. I mimo, że wydany w lecie, to doskonale nadaje się na zimowe wieczory. Warto zatem dać mu drugie życie i przesłuchać na spokojnie, ponownie – od deski do deski. [POSŁUCHAJ~Ł.Sidorkiewicz

Christian Loffler – Mare

Może to zabrzmi dziwnie, ale nie wiem co mam napisać. Mimo tego, że przesłuchałem album „Mare” kilkanaście razy to nadal nie potrafię uporządkować myśli towarzyszących każdemu kolejnemu spotkaniu z tą muzyką na tyle, aby w kilku zdaniach przelać je na przysłowiowy papier. Najnowszy krążek Christiana Lofflera to po prostu coś pięknego! Podróż – to skojarzenie najczęściej przychodzi mi na myśl. Bardzo rzadko zdarza się, żeby płyta tak bardzo odrywała mnie od rzeczywistości i przenosiła w zupełnie inny wymiar. Każdej z tych podróży towarzyszą silne emocje, które wyłaniają się z naprawdę odległych otchłani pamięci i często są wspomnieniami tymi najbardziej intymnymi. Takimi, o których na co dzień po prostu nie mamy czasu myśleć. Zabawne, ale nawet pisząc ten tekst mam wrażenie, że zaraz niechcący zwierzę się Wam z czegoś osobistego. Wróćmy jednak do samego albumu – dlaczego potrafi tak mocno poruszać? Przecież kompozycje są niby proste, dość ascetyczne, schematyczne i powtarzalne. W tym właśnie elemencie przejawia się największy kunszt Lofflera. Każdy z tych dźwięków jest dopracowany i wypuszczony w idealnym momencie. Wszelakie odgłosy towarzyszące kompozycjom pochodzą z natury i zostały zarejestrowane w domu artysty nad Bałtykiem, gdzie tworzył „Mare”. Minimalowy, pulsujący ton wzbogacony w kilku momentach o hipnotyzujący wokal Mohny, przełamywany od czasu do czasu szybszymi i rytmicznymi fragmentami sprawia, że to co było taneczne stało się melancholijne, a nawet wręcz nostalgiczne. Miałem okazję być na secie Lofflera z tym materiałem – przez 2 godziny nikt się do siebie nie odzywał, każdy był w swoim świecie. Nie każdy potrafi wprowadzić całą salę w taki stan, a Christian Loffler robi to perfekcyjnie. Polecam to przeżycie. [POSŁUCHAJ~M.Tomaszewski

BANKS – The Altar

Z „Goddess”, czyli debiutanckim LP od BANKS, był taki problem, że praktycznie połowa materiału została wcześniej wypuszczona jako single bądź epki, przez co przy premierze zabrakło nieco efektu zaskoczenia. Teraz wokalistka znalazła się w zupełnie innej sytuacji. Czasu na przygotowania, wybór singli i promocję „The Altar” było wiele. Czy ten czas został przekuty na sukces? Odpowiedź na to pytanie jest złożona, chociaż nie da się nie zerknąć na ranking – skoro umieściliśmy ten album w najlepszej dziesiątce roku, to nasze zdanie jest oczywiste. Ale jeden element szczególnie zwraca uwagę przy odsłuchu nowej płyty. Wykrystalizowała nam się ta BANKS! Słychać zdecydowanie większą pewność siebie, dzięki czemu i kompozycyjnie artystka pozwoliła sobie na zdecydowanie więcej. Nie przykryło to jednak tego lekko tajemniczego i bardzo kobiecego klimatu, który jest obecny przy każdym z jej nagrań. Wystarczy spojrzeć na początek albumu – pierwszy utwór „Gemini Feed”, który jest ucieleśnieniem tego o czym napisałem w poprzednich dwóch zdaniach. Rytmiczny, melodyjny, zaśpiewany bardzo pewnie. Tu nawet w masteringu można zauważyć różnicę w stosunku do „Goddess”, wokal jest wyciągnięty na pierwszy plan i zdecydowanie mniej rozmyty. Co się dzieje dalej? „Fuck With Myself”, czyli BANKS, której nikt jeszcze nie znał. Mroczna, niepokojąca, hipnotyzująca, ale po raz kolejny bardzo pewna tego o czym śpiewa. Ktoś w sieci napisał, że ta płyta jest klaustrofobiczna. Faktycznie można odnieść wrażenie, że każdy utwór na „The Altar” to kolejny przystanek na trasie po głowie BANKS. I przy tej całej tajemniczości jest to uczucie zdecydowanie przyjemne. [POSŁUCHAJ] ~M.Tomaszewski

Gold Panda – Good Luck and Do Your Best

Podróże potrafią być bardzo inspirujące. Do działania, kreatywnego tworzenia i otworzenia umysłu. „Good Luck and Do Your Best” Gold Pandy jest swoistą pocztówką z podróży do Japonii, gdzie wraz z Laurą Lewis dwa lata temu  spędził trochę czasu i przywiózł sporą garść materiału. Materiału w postaci zdjęć, filmów i wspomnień zapisanych w muzyce. To kolejny udany krążek, tym razem jednak bardziej sentymentalny niż poprzednie. Wypełniony przepięknymi dźwiękami, które zachwycają od samego początku. Materiału uzbierało się na tyle dużo, że wystarczyło na zobrazowanie kilku utworów: „Time Eater”, „In My Car”, „Pink & Green” oraz „Chiba Nights”. Każdy z nich zachwyca egzotyką i różnorodnością. Chociaż Gold Panda nie używa w swoich kompozycjach wokali w nieprzetworzonej wersji, to każdy z utworów na krążku jest bardzo charakterystyczny. Rozpoznawalny motyw z „Chiba Nights” doczekał się po paru miesiącach przeróbki w postaci „Chiba Days” na minialbumie „Your Good Times Are Just Beginning”. Jeżeli miałbym scharakteryzować „Good Luck and Do Your Best” słowem dominującym, odpowiedziałbym „spokój”. Okazuje się bowiem, że pośród połamanych bitów, Gold Panda wplótł mnóstwo harmonicznych kompozycji, jak przekorne „I Am Real Punk”, czy jeden z najlepszych na krążku utworów „Pink and Green”. Ponadto przebijający się przez kompozycje szelest winyli („Autumn Fall”) czy niepewność przeplatana saksofonem w „Your Good Times Are Just Beginning” to smaczki, które dodają albumowi wdzięku i odrobiny magii. Bo Gold Panda jest muzycznym magikiem, który kompozycjami potrafi doskonale grać na emocjach. Wciąż nie używając jakichkolwiek słów. Wybitna pocztówka. [POSŁUCHAJ~Ł.Sidorkiewicz

Frank Ocean – Blond

„Channel Orange” różni się od „Blond” tym, że wtedy nie wiedział nikt, a teraz wiedzą wszyscy. Kto wie, może to właśnie świadomość faktu, iż wiele osób uznało długogrający debiut Franka Ocean’a za jeden z najlepszych albumów wszech czasów sprawiła, że aż tyle czasu musiało minąć zanim doczekaliśmy się kolejnego. Wspomnienie pierwszego krążka nie jest przypadkowe. Po pierwsze dlatego, że Frank ustawił sobie poprzeczkę piekielnie wysoko, a czas oczekiwania na kolejny album jeszcze ten poziom podnosił. Po drugie dlatego, że chcąc nie chcąc, już chyba zawsze będziemy każde kolejne wydawnictwo porównywać do debiutu. Niecierpliwe oczekiwanie zostało zaspokojone mocno enigmatyczną formą premiery – najpierw na stronie internetowej pojawił się video-stream z czegoś w stylu pracowni, gdzie po jakimś czasie pojawił się video-album „Endless” (co ciekawe niektórzy twierdzą, że był to sposób na wywiązanie się z kontraktu z Def Jam), a kilkadziesiąt godzin później pojawił się ten właściwy materiał „Blond” firmowany już własnym labelem. Tak samo trudnym jak przeskoczenie poprzeczki debiutu okazał się odbiór krążka. Ale w końcu nie po to czekaliśmy kilka lat, żeby zjeść cały tort jednym kęsem, prawda? Rdzeń się jednak nie zmienił. Frank Ocean nadal jest postacią wyznaczającą trendy w nowoczesnym R&B, a kompozycje przepełnione są miłością i nostalgią, której teraz jest jeszcze więcej. Warto wspomnieć o rewelacyjnych featuringach, jak choćby pojawienie się Andre 3000 w „Solo” – te momenty dają nam oddech i dodają kolorytu całej płycie. A przecież są jeszcze Kendrick Lamar, Beyonce, Pharrell Williams, SebastiAn, Yung Lean, czy Tyler the Creator. Kolejny ciekawy aspekt to brak jakiejkolwiek singlowości i możliwości wyrywkowego odsłuchu któregokolwiek z utworów (może poza „Pink + White”). Ewidentnie Ocean chciał, aby do odsłuchu mocno się przyłożyć. To drugi krążek w tym roku po The Avalanches skonstruowany właśnie w ten sposób. Czy „Blond” zaspokoił oczekiwania fanów? To pytanie pozostawię bez odpowiedzi, ale jestem przekonany, że po tym albumie nikt nie zwątpił, że Frank Ocean jest jedną z najważniejszych postaci w obecnej muzycznej przestrzeni. [POSŁUCHAJ~M.Tomaszewski

Chance The Rapper – Coloring Book

Jak się okazuje istnieje inny model dystrybucji muzyki niż sprzedaż przed majorsów. Chance the Rapper konsekwentnie to pokazuje prezentując kolejny, darmowy do pobrania album. Nie znaczy to jednak, że Chance nie śmierdzi groszem, bo jest ostatnio jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci rynku muzycznego. Świadczą o tym również przysługi, jakie robią sobie nawzajem z Kanye Westem. Chance pojawił się na rozpoczynającym „The Life Of Pablo” utworze „Ultralight Beam”. Kanye z kolei na otwierającym „Coloring Book” kawałku „All We Got”. Co ciekawe Chance nie jest typem „bad boya”, który zaprząta sobie głowę śpiewaniem o szybkich samochodach, pięknych kobietach i używkach. Odcina ten rozdział utworem „Same Drugs”, który obecnie jest również jednym z najczęściej coverowanych w sieci utworów traktujących o relacjach damsko-męskich. Jego muzyka czerpie garściami z soulu oraz gospel i podobno potrafi nawrócić niejednego niewiernego. „Coloring Book” jako mixtape stworzony został z wielkim rozmachem, rozbudowanymi chórami, sekcją dętą i mnóstwem gości. Warto wymienić tutaj chociażby Young Thug’a, Eryn Alle Kane, Noname, BJ the Chicago Kid’a, Anderson .Paak’a czy Raury’ego. A to tylko część z nich. Dzieło Chance’a wręcz emanuje energią i pozytywnymi emocjami, które udzielają się na każdym kroku. Od wspominanego już „All We Got”, przez motywacyjne „D.R.A.M. Sings Special” po porywające „Angels” z Sabą na featuringu. A do tego mixtape jest mocno uduchowiony. „How Great” czy „Finish Line/Drown” są tego najlepszym przykładem. Chance pokazuje, że można stworzyć coś bez wielkiej otoczki drogiej niedostępności czy wulgarnych uproszczeń. Mając z resztą doświadczenie z „Surf” od Donnie Trumpet & the Social Experiment mógł stworzyć dzieło kompletne. Dokładnie takie, jak sobie wymarzył. Z korzyścią dla każdego, a przede wszystkim dla słuchacza. Aż ciarki przechodzą na samą myśl jak może cały ten projekt brzmieć na żywo. Oby było to doświadczenie z tak samo ogromnym rozmachem jak nagrania na tym krążku. [POSŁUCHAJ] ~Ł.Sidorkiewicz

Beyonce – Lemonade

Dla wielu królowa jest tylko jedna. I jest nią Bey. Ale ona zdecydowanie zapracowała sobie na tę markę, a każde kolejne wydawnictwo mówi o niej samej więcej niż ktokolwiek z jej środowiska. A dlaczego nie ona sama? Bo od dawna już nie udziela wywiadów. Nie odpowiada na pytania: dlaczego, kto, jak… Stąd wielkie poruszenie, które dało „Lemonade”, które tajemniczo zapowiadane, zostało wyemitowane w dniu premiery jako album wizualny w HBO oraz stremowany w Tidalu. Każdy utwór został zobrazowany i okraszony monologami pomiędzy klipami. Utwory w różnych stylistykach z totalnie innych światów tworzyły jedną spójną całość. Portale plotkarskie wrzały analizując teksty „Lemonade”. O uczuciach, zdradzie, rodzinie, przebaczeniu. Historia życia zamknięta w nieco ponad godzinnym filmie, który ogląda się jeszcze lepiej niż słucha. A na krążek zostały zaproszone znane osobistości, które nadały dodatkowego charakteru kompozycjom. Jack White pojawił się w mocno rockowym „Don’t Hurt Yourself”, które przez wielu uznawane było za najlepszy utwór na krążku. Zaraz po singlowym „Formation”, niesamowicie porywającym i przebojowym (na swój sposób). Z drugiej strony „Freedom” z Kendrickiem, który zarapował zwrotkę, jak zwykle w mistrzowski sposób. Ponadto krótki, minutowy epizod Jamesa Blake’a w „Forward”, czy barwny wokal The Weeknd w „6Inch”. Na koniec zaś happy end, którym okazuje się utwór „All Night”. Każdy utwór to osobna historia. Historia, którą w całości może poznamy dopiero po latach milczenia Beyonce. O ile w ogóle… [POSŁUCHAJ] ~Ł.Sidorkiewicz

Jessy Lanza – Oh No

Trzy lata temu wraz z „Pull My Hair Back” Jessy Lanza zaprezentowała niezwykle sprawne i lekkostrawne połączenie ciemnego popu z lo-fi. O ile faktycznie wówczas jej twórczość oscylowała wokół emocjonalnego dołka, o tyle „Oh No” wbrew okolicznościom powstawania niesie ze sobą mnóstwo energii. Przede wszystkim skażone środowisko jej miejsca zamieszkania i tworzenia (do czego nawiązuje okładka „Oh No”) wymusiło pewien rodzaj frustracji, ale również i determinacji do przetworzenia zdenerwowania w sposób twórczy. Jessy tworzy muzykę w stylu wczesnej Grimes, pozbawionej jednak dziecięcej naiwności. Dźwięki są stonowane, ale na tyle wyjątkowe i charakterystyczne, że nie da się ich przyporządkować żadnemu innemu artyście. Zaskakują – od przypominających przełykanie śliny dźwięki z „Vivica”, czy psychodelicznie zaśpiewany refren „It Means I Love You” (jedna z najlepszych kompozycji na krążku). Materiał wbrew pozorom ambitny, a pośród całej swojej „dziwności” zaskakująco przebojowy. Już od samego „New Ogi” rozpoczynającego krążek potrafi w sobie rozkochać. Pośród tak porywających kompozycji jak „VV Violence” czy „Never Enough” jest również moment zadumy. W „I Talk BB” czy „Begins” Jessy pokazuje swoją spokojniejszą stronę, ukazując siebie jako utalentowaną wokalistkę o wyjątkowej osobowości. Osobowości nie do końca zrozumiałej, momentami mrocznej, ale w stu procentach oryginalnej. [POSŁUCHAJ~Ł.Sidorkiewicz

Solange – A seat at the Table

Solange Knowles od wielu lat musi się mierzyć z komercyjnym sukcesem swojej siostry. I mimo szczerej niechęci do tego typu porównań nie da się tego aspektu pominąć. Przy ostatnich wydawnictwach miałem wrażenie, że wszelkiego rodzaju wyścigi odpuściła i skupiła się na rzetelnym i solidnym tworzeniu swojej muzyki. Teraz mamy tego efekt. Skupienie na samej sobie sprawiło, że otrzymaliśmy jeden z najlepszych albumów tego roku. I wcale nie mam zamiaru na siłę porównywać go z „Lemonade” mimo tego, że z racji rankingu musieliśmy to jakoś poukładać. Powiem o elementach, które sprawiły, że „A Seat at The Table” znalazło się tak wysoko. Solange nie krzyczy – pozwala nam spokojnie zapoznać się z pięknymi i ciepłymi kompozycjami. Przez to, że rzadziej się o niej słyszy to mam wrażenie większej ekskluzywności materiału, ale też wyższego poziomu wyrafinowania i dopracowania szczegółów. Ważna dla mnie jest też forma przekazu – o ile obie siostry Knowles w tekstach nawiązują do koloru skóry i rasizmu z nim związanym, o tyle Beyonce nawołuje do walki, a Solange woli skupić się na dumie ze swojego pochodzenia. Co ciekawe „A Seat at The Table” jest kolejnym przedstawicielem popularnego ostatnio nurtu wydawnictw bez wyraźnego przeboju i tym samym firmowanego własnym nazwiskiem a nie nazwą wielkich labeli. Okazuje się, że coraz częściej zwracamy uwagę na całość. Podróż, w którą zabiera nas album i historię, którą opowiada każda kolejna piosenka. Mam wrażenie, że za kilka lat lista tak zwanych „one hit wonder” przestanie się powiększać, bo wypuszczenie jednego chwytliwego singla nie będzie żadnym wielkim osiągnięciem. Spoglądając na tracklistę płyty Solange moglibyśmy wyróżnić „Don’t Touch My Hair” z Samphą, lub „Cranes in the Sky”, ale nie ulega wątpliwości, że nie są to utwory wyróżniające się wybitną przebojowością. Kolejnym dowodem na tę tendencję jest fakt, iż praktycznie każdy utwór jest poprzedzony kilkudziesięciosekundowym intrem. I o to właśnie chodzi na tej płycie – o spokojną, klimatyczną i bardzo miłą wycieczkę. Jest to też moment, w którym w końcu można przestać mówić o „byciu w cieniu starszej siostry”. Brawo Solange! [POSŁUCHAJ~M.Tomaszewski

Jamilla Woods – HEAVN

Z tematyką rasizmu i dyskryminacji czarnoskórych w muzyce zawsze istnieje ryzyko, że wszystko zostanie rozdmuchane do granic możliwości, przez co niezależnie od wartości muzycznej twór stanie się asłuchalny. Dlatego wybór klucza na debiutancki album Jamili Woods wydaje się bardzo ryzykowny. Postawiła wszystko na jednej szali, gdzie w kontrze do solowej kariery były dalsze występy u boku Chance’a The Rappera, Donnie Trumpeta, czy Macklemora. Z tej potyczki Jamila wyszła zwycięsko i to z niesamowicie silną pewnością siebie. Ekspresja, wyważenie i świadomość każdego wypowiadanego przez siebie słowa sprawiają, że album „HEAVN” nie tylko zyskuje na naturalności, ale przede wszystkim wiarygodności i pełnego wyrozumienia dla poruszanych przez wokalistkę kwestii. Może dlatego, że nie zapomniano o muzyce i wszystkie te ciężkie słowa są poukładane na pierwszorzędnym i zwiewnym R&B. Chociaż nie brakuje również mocniejszych momentów. Na krążku zanalazło się kilka manifestów, w których jasno i bezpośrednio Woods prezentuje co ma nam do powiedzenia – jak choćby w „Blk Girl Soldier”. Nie zapomniała też o postaciach, dzięki którym w dużej mierze miała możliwość zrealizować plan na solowy album. W utworze „LSD” pojawia się jak zawsze skuteczny i przyjemny Chance i po raz kolejny ten duet sprawdza się wyśmienicie, tworząc bardzo przytulny hymn z mocno gospelowym refrenem (przypomnijcie sobie też „Sunday Candy” z projektu Social Experiment). Kolejny „kumpel” na krążku to Donnie Trumpet, który zagrał w utworze „Breadcrumbs”. Jeśli jednak miałbym wyróżnić najlepsze utwory, to na pewno przed szereg wychodzą dwa – „VRY BLK”, gdzie obok Jamili pojawia się rewelacyjna Noname (również wyróżniona w naszym rankingu) i utwór tytułowy, który był też pierwszym singlem zapowiadającym wydawnictwo, czyli „HEAVN”. Dodając do tego fakt, że cały krążek został wrzucony w dniu premiery na Soundcloud i udostępniony do darmowego pobrania oraz to, że poza własnym albumem wspólnie z Chancem sworzyła jeden z najlepszych utworów na „Coloring Book” („Blessings”) sprawia, że Jamilla Woods to jedna z najważniejszych i najprawdziwszych muzycznych postaci roku 2016. [POSŁUCHAJ] ~M.Tomaszewski

Skepta – Konnichiwa

Bardzo ważną i krystaliczną częścią ubiegłego roku była scena grime’owa. Do tej pory kryjąca się głęboko przy ciemniejszych ulicach Londynu, teraz wychodząca na pierwszy plan. W dużej mierze za ten rozwój jest odpowiedzialny Skepta. Bo jak inaczej zinterpretować fakt, że album „Konnichiwa” został wyróżniony jedną z najważniejszych w GB nagród – Mercury Prize 2016? Nagroda, która określa najważniejszych artystów dla rozwoju rynku muzycznego trafiła do gości w białych, ortalionowych dresach, totalnie nie pasujących do tej wielkiej gali ze smokingami i wytrawnymi szampanami za kilka lub kilkanaście tysięcy funtów. Wystarczy spojrzeć na poprzednich laureatów – mamy tam Alt-J, PJ Harvey, The XX, czy Arctic Monkeys. To idealnie pokazuje jak wielki przełom zafundował nam Skepta. I udało się to właśnie jemu, a próbowało wielu – Dizzee Rascal, Wiley, Kano… Możnaby długo wymieniać . A jednak to Skepta. I to dopiero po dziewięciu latach od debiutu! Jak brzmi „Konnichiwa”? W 100% angielsko. Jest ascetycznie, brudno, agresywnie, mrocznie i prawdziwie (kto był na Openerze widział ortalionowy kaptur, który mimo lipcowej pogody nawet na chwilę nie zniknął z głowy rapera). Sam fakt, że praktycznie w każdej recenzji pojawia się odniesienie do „Boy In Da Corner” Dizzee Rascala świadczy o tym, że mamy do czynienia z albumem nietuzinkowym. „Lyrics”, „It Ain’t Safe”, „Man”, „Shutdown”, „That’s Not Me” to niesamowite bangery, a poza trochę niezrozumiałum dla mnie „Ladies Hit Squad”, w którym ASAP Nast nieudolnie próbuje naśladować Drake’a, na albumie nie znajdziecie słabych momentów. Dlaczego więc to właśnie ten album Skepty stał się przełomowy? Po pierwsze wyraźnie słyszalne jest odejście od jakichkolwiek ‚radiowych konwenansów’ i postawienie w pełni na to, co siedziało raperowi w głowie. Po drugie perfect timing, bo mam wrażenie, że wszyscy mieli już dosyć miałkich, grzecznych i poukładanych projektów najczęściej w układzie młoda wokalistka + średniej klasy producent. „Konnichiwa” Skepty jest najlepszą odpowiedzią na te potrzeby. [POSŁUCHAJ~M.Tomaszewski

Anderson .Paak – Malibu

Paradoksalnie trochę to smutny moment – bo już po pierwszym odsłuchu „Malibu” mówiłem, że nie jestem pewien czy ktokolwiek da radę przeskoczyć ten album. Smutny dlatego, że od 15 stycznia (wtedy go wydano) czekałem kolejne 350 dni tylko po to, żeby moje słowa się potwierdziły. I na tym koniec smutasów. Zanim jednak przejdę do analizy samego krążka muszę to z siebie wykrzyczeć – ANDERSON PAAK OFICJALNIE ZJADŁ ROK 2016, KONIEC KROPKA. To jest naprawdę niesamowity krążek. Myślę, że jeden z tych, które będą wymieniane nie tylko w kontekście ubiegłego roku, ale też w podsumowaniach najbardziej przełomowych płyt wszechczasów. Sam chętnie umiejscowiłbym go w tym samym worku co „Channel Orange” Franka Oceana (czyli na najwyższej półce). I mam nieodparte wrażenie, że właśnie od roku 2012 nie pojawiło się żadne tak mocne wydawnictwo. Aż do teraz. Dorzućmy jeszcze do tego niezliczoną ilość featuringów, w którch Paak wziął udział (Mac Miller, Domo Genesis, Kaytranada itd.), cały projekt NxWorries – nawet jeśli ktoś nie jest takim uberfanem „Malibu” jak ja, to nie uwierzę, że Anderson nie zasługuje na tytuł osobowości roku 2016. Ale wróćmy do samego krążka. W przeciwieństwie do wcześniejszego wydawnictwa „Venice” artysta w końcu zdecydował się czy woli być raperem, czy soulowym wokalistą. Wybrał tę drugą opcję, chociaż nie odmówił sobie jednorazowych wycieczek w tę stronę, na przykład w utworze „The Waters” wykonywanym wspólnie z BJ The Chicago Kid. Ogromną zaletą jest umiejętność gry na instrumentach, dzięki czemu kompozycja instrumentalna pełni tu bardzo ważną rolę. „Come Down” to utwór, który idealnie pokazuje w jakim stosunku Paak waży muzykę i tekst. Kolejne świetne momenty to „Room in Here” – zamglona, kojąca i rytmiczna, ale jednak ballada, w której nawet podstarzały The Game nie przeszkadza. „Without you” to znów hołd dla rapowej części serca muzyka, z genialną zwrotką Rapsody. Właśnie, warto zwrócić uwagę na rewelacyjne featy, każdy z nich wnosi swoją przyprawę do i tak już pysznych potraw. Skoro poruszyliśmy kwestie gości, to czas na najbardziej przebojowy „Am I Wrong” ze Schoolboyem Q, którego nieczęsto można usłyszeć na takim podkładzie. A są jeszcze „Put Me Thru” czy wspomniany już wcześniej i uważany przez wielu za najlepszy singiel roku „Come Down”. Rozpływać się nad „Malibu” możnaby jeszcze bardzo długo. Nie oszukujmy się – na tym krążku każdego utworu słuchało się rewelacyjnie. Nie ma tu słabych momentów, a mamy aż 16 utworów! Zdecydowanie i bezapelacyjnie najlepsza płyta roku 2016 i tym samym poprzeczka dla przyszłorocznych twórców zostaje zawieszona bardzo wysoko. To koniec naszego podsumowania, idę posłuchać Malibu jeszcze raz! [POSŁUCHAJ~M.Tomaszewski

 

Artykuł NAJLEPSZE ZAGRANICZNE ALBUMY 2016 pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
http://www.rgltr.pl/najlepsze-zagraniczne-albumy-2016-2/feed/ 0
NAJLEPSZE POLSKIE SINGLE 2016 http://www.rgltr.pl/najlepsze-polskie-single-2017-wybor-redakcji/ http://www.rgltr.pl/najlepsze-polskie-single-2017-wybor-redakcji/#respond Tue, 03 Jan 2017 19:50:31 +0000 http://www.rgltr.pl/?p=2092 Salk – Matronika [playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE] Piotr Zioła – W ciemno [playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE] Melika – Will the Spell Fullfill [playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE] Rebeka – Today [playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE] Fisz Emade Tworzywo – Biegnij dalej sam [playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE] Rosalie – Emotions […]

Artykuł NAJLEPSZE POLSKIE SINGLE 2016 pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
Salk – Matronika

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Piotr Zioła – W ciemno

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Melika – Will the Spell Fullfill

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Rebeka – Today

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Fisz Emade Tworzywo – Biegnij dalej sam

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Rosalie – Emotions

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Ania Kłys – Wise Man

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Seals – Antymegalomania

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Agim ft. Bemy – Carpet Burn

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Flow – Dziewczynka

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Sorry Boys – Supernova

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Krzysztof Zalewski – Miłość Miłość

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Ten Typ Mes – Zawsze mogę liczyć na

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

We Draw A – Tomorrow

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Bownik – Behind The Corner

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Brodka – Up in the Hill

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Sumoo – Flegma

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Sonar – Vaga

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Duit ft. Vito – Urban Lovers

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Daria Zawiałow – Malinowy Chruśniak

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Ten Typ Mes – Pokaż mi dom

Powody tak wysokiej lokaty są dwa. Po pierwsze Mes – jedyny polski raper, który w tym roku wywołał u mnie stuprocentowe zadowolenie z odbioru wypuszczonego materiału. Po drugie Night Marks Electric Trio – wrocławska ekipa, która swoją produkcją z jednej stony łagodzi zapędy Mesa, a z drugiej wciąga go w klimat idealnie komponujący się z jego storytellingiem. Dodatkowy punkt za kochające się lodówki z klipu. ~M.Tomaszewski

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Pepe – Better Place

Fanem talentu Piotrka Rajskiego byłem już od dawna, z resztą świadczy o tym obecność jego produkcji w kilku odcinkach Regulatora w Radiu LUZ. Epka „Places Without Things” jest świetnym uzasadnieniem mojego entuzjazmu, a za podróż w którą porywa mnie „Better Place” będę dziękował aż do kolejnego podsumowania roku. ~M.Tomaszewski

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Kroki – Eyes

Wielkim zaskoczeniem było tak szybkie przygarnięcie Kroków przez Kayax. Do momentu premiery krążka, „Eyes” znane było z wersji live krążącej w sieci. Wersja studyjna nie zawiodła! Pulsujący, niepokojący bit i połamane sample to ich znak rozpoznawczy. Zdecydowane, mocne uderzenie od Kroków utworem, który również na żywo brzmi wyśmienicie. ~Ł.Sidorkiewicz

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Agim ft. Klark – Rajka

„Rajka” to pierwszy singiel zapowiadający solowy projekt Agima, który do współpracy zaprosił swoje prywatne, wokalne odkrycie – Klarka (Lilly Hates Roses). To utwór, w którym Agim powraca wspomnieniami do swojego dzieciństwa, tęsknocie do bezpieczeństwa i wewnętrznym strachu. Kawał świetnie wyprodukowanych dźwięków okraszonych niezwykłym teledyskiem skutecznie podsyca apetyt na więcej. ~Ł.Sidorkiewicz

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Sorry Boys – Wracam

Pierwszy, a zarazem najgłośniejszy singiel Sorry Boys z „Romy”. Ciepło przyjęty przez słuchaczy, również o ogromnym potencjale komercyjnym przy zachowaniu najwyższego poziomu. Z dodatkowym smaczkiem w postaci gościnnego udziału pani Apolonii Nowak – cenionej i wielokrotnie nagradzanej artystki kurpiowskiej. ~Ł.Sidorkiewicz

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Buslav – Searching for You

Tomasz Busławski pojawił się znienacka i to od razu z jedną z najlepszych piosenek tego roku. Takich artystów za granicą nazywa się songwriterami. Sam napisał, zagrał i zaśpiewał – a do tego był to pierwszy akcent zapowiadający debiutanckie LP. Piękna melodia wzbogacona wyrazistą rytmiką, well done! ~M.Tomaszewski

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Night Marks Electric Trio – Matter of Time

Nocne Marki po raz drugi w top10 (patrz niżej z Mesem) ale tym razem już w pełni autorskiej kompozycji. To brzmienie to dla mnie kwintesencja NMET – wszystkie źródła z których czerpią muzycy zawinięte w błyszczące opakowanie opieczętowane znakiem jakości U Know Me Records. Jest rap, jest jazz, jest elektronika, jest śpiew, jest charakter. Jest muzyka. ~M.Tomaszewski

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Duit ft. Jesse Boykins III – All The People

Gdyby pochwał było mało, to początek lata definitywnie należał do Duita. Singlem „All The People” z Jessem Boykinsem III świadomie pokazał, że szykuje krążek, o którym będzie głośno. Z wielkim rozmachem zrealizował teledysk w niespotykanej formie, z niekonwencjonalnymi pomysłami na każdym kroku. Totalnie zaskoczył dźwiękiem, ewolucją własnego stylu i skalą przedsięwzięcia. Obrał jeden z najlepszych możliwych muzycznych kierunków – oby nie zbaczał z wyznaczonego kursu! ~Ł.Sidorkiewicz

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Wojtek Mazolewski ft. Justyna Święs – Organizmy Piękne

O Wojtku Mazolewskim można powiedzieć wiele. Że wypuszcza tony dźwięków w świat, na koncertach daje z siebie 200% energii, a kompozycje z pozoru trudne do przyswojenia serwuje w przystępnej i intrygującej formie. Wydał właśnie wypełniony po brzegi rozpoznawalnymi wokalami krążek „Chaos Pełen Idei”. A pośród wszystkich utworów ten najważniejszy – „Organizmy Piękne” z gościnnym udziałem Justyny Święs. A czego można się spodziewać po artystach, którzy wszystkiego, czego się dotkną zamieniają w złoto? Zdecydowanie złota najwyższej próby. ~Ł.Sidorkiewicz

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Daria Zawiałow – Kundel Bury

Muszę przyznać, że gdy tworzyliśmy ten ranking to z każdym kolejnym odsłuchem Daria wędrowała w górę i zatrzymała się na samym szczycie. Dlaczego? Pomimo tego, że w tym zestawieniu znalazły się utwory z trudniejszym tekstem czy bardziej zaawansowane kompozycyjnie to właśnie „Kundel Bury” jest w stu procentach tym co chcielibyśmy nazywać po prostu „piosenką”. Okazuje się, że da się stworzyć ładną melodię z nieoczywistym tekstem – taką, którą grają wszystkie stacje radiowe od komercyjnych aż po te najbardziej alternatywne i poszukujące. Polsko, zamiast słuchać piosenek o tym „co z nami będzie gdy spotkamy się na zakręcie” włączcie Darię Zawiałow! ~M.Tomaszewski

[playlista na SPOTIFY] [playlista na YOUTUBE]

Artykuł NAJLEPSZE POLSKIE SINGLE 2016 pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
http://www.rgltr.pl/najlepsze-polskie-single-2017-wybor-redakcji/feed/ 0
NAJLEPSZE POLSKIE ALBUMY 2016! http://www.rgltr.pl/najlepsze-polskie-albumy-2016-wybor-redakcji/ http://www.rgltr.pl/najlepsze-polskie-albumy-2016-wybor-redakcji/#respond Tue, 03 Jan 2017 19:05:45 +0000 http://www.rgltr.pl/?p=2059 Bownik – Bownik Trzech warszawskich muzyków wydało swój debiutancki krążek Bownik. Chociaż jeśli chcielibyśmy być dokładni to należy wspomnieć o Control The Weather czyli poprzednim projekcie tego samego składu. O tyle o ile dokonania CTW nie odbiły się szerokim echem, to jestem przekonany, że Bownik ma na to zdecydowanie większe szanse, a otwierający album utwór […]

Artykuł NAJLEPSZE POLSKIE ALBUMY 2016! pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
Bownik – Bownik

Trzech warszawskich muzyków wydało swój debiutancki krążek Bownik. Chociaż jeśli chcielibyśmy być dokładni to należy wspomnieć o Control The Weather czyli poprzednim projekcie tego samego składu. O tyle o ile dokonania CTW nie odbiły się szerokim echem, to jestem przekonany, że Bownik ma na to zdecydowanie większe szanse, a otwierający album utwór „Behind The Corner” to jeden z najlepszych singli tego roku. Skoro jesteśmy przy trackliście to nie sposób nie zauważyć, że jest ona bardzo skrupulatnie zbudowana – znajdziecie na niej tylko 7 utworów, ale za to ani jednego wyraźnie słabszego momentu. Szlachetny minimalizm zawsze jest cenniejszy niż usilne „upychanie” jak największej ilości utworów, z której połowa jest asłuchalna – a to akurat częsty błąd debiutów polskich młodych zespołów. Płyta Bownika wyostrza zmysły i wzmaga apetyt na więcej, dołączam do grona fanów. ~M.Tomaszewski [POSŁUCHAJ]

 

Mooryc – Wiped Out

To zdecydowanie jedno z bardziej zaskakujących metamorfoz roku 2016. Jeśli kojarzycie wcześniejsze materiały Mooryca (a było ich całkiem sporo) to pamiętacie zupełnie inne brzmienie – dużo syntezatorów i elektroniki momentami dość ciężkiej. Aż tu nagle pojawia się płyta „Wiped Out” na której wspomnianej elektroniki nie brakuje, jednak jest ona tylko delikatnym dodatkiem do stosunkowo czystej i ascetycznej formy, która w sferze instrumentalnej oparta jest głównie na brzmieniu gitary i ukulele! Bazując na liczbie wyświetleń chociażby na Spotify widać, że nadal najbardziej popularne są nagrania z krążków „All Those Moments” i „Roofs”, jednak trzeba pamiętać, że zostały one wydane ponad 3 lata temu, a nowa „twarz” Mooryca zdecydowanie jest brzmieniem któremu powinniśmy dać szansę. ~M.Tomaszewski [POSŁUCHAJ]

 

Rebeka – Davos

W przypadku Rebeki z każdym kolejnym albumem widać postęp. Słychać rozwijający się warsztat produkcyjny, nowe sprzęty i instrumenty. „Davos” ma mnóstwo świetnych kompozycji, jednak trudno się oprzeć wrażeniu, że nie jest już tak piosenkowy jak „Hellada”. Po niej pozostał już tylko singlowy „Today”. To nie zarzut, a naturalny rozwój. Ponadto pośród całej elektronicznej otoczki wokół ich muzyki, starają się osiągnąć jak najbardziej analogowe brzmienie. Sporo kombinują, ale pozostają przy tym wciąż tą samą, urzekającą Rebeką. ~Ł.Sidorkiewicz [POSŁUCHAJ]

Most – The Beginning

Zawsze ciężko jest umiejscowić w tego typu podsumowaniach wydawnictwo, które tak na prawdę jest w pewnym sensie składanką. Jednak w tym przypadku koncepcję projektu Most (sublabelu Prosto odpowiedzialnego za elektroniczne brzmienia) broni się tym, iż wszystkie utwory zostały stworzone z myślą o tym krążku. Doceniamy przede wszystkim bezkompromisowość w doborze producentów. Nie jest to album, który ma zaspokoić Wasze potrzeby ale coś co ma pokazać, że da się inaczej. Na krążku znajdziecie 11 kompozycji od polskich producentów – tych bardziej znanych jak Klaves czy Hatti Vatti, po tych którzy po odsłuchu „The Beginning” mają pozostać na Waszych playlistach na dłużej. O tym, że label Most nie jest dziełem przypadku świadczy to, że w naszym zestawieniu na wyższej lokacie znajdzie się jeszcze jedno wydawnictwo z ich wytwórni (nie zdradzimy, doczytajcie do końca:)). Szanujemy takie inicjatywy, im lepszy dostęp do dobrej muzyki dla przeciętnego obywatela, tym lepiej. ~M.Tomaszewski [POSŁUCHAJ]

Buslav – Buslav

W świecie rasowej elektroniki i gitarowych sznytów mało kto by pomyślał, że można zrobić album piosenkowy, melodyjny, wręcz balladowy. Rozwijające się w stronę patetycznych, emocjonalnych hymnów piosenki już dawno odeszły do lamusa. Buslav na swoim albumie pokazał, że to jednak nie ślepa uliczka. Po długim czasie grywania w projektach innych artystów przyszła pora na własne wydawnictwo. Momentami pulsujące i przebojowe jak singlowy „Searching for You”, z drugiej strony rozczulające i melancholijne „Eternity”. W końcu odważne, polskojęzyczne „Świt” oraz „Tysiąc”. Buslav sprawdza się w każdej sytuacji, a nauczony na błędach innych dopracowuje swoje własne dzieło do perfekcji. Wpadający z łatwością w ucho, a zarazem niebanalny – taki właśnie jest krążek „Buslav”. ~Ł.Sidorkiewicz [POSŁUCHAJ]

EABS – Puzzle Mixtape

„Puzzle Mixtape” to bardzo sentymentalna podróż do czasów regularnych gigów ze specjalnie zapraszanymi i wyjątkowymi gośćmi w nieistniejącym już klubie Puzzle we Wrocławiu. To w jaki sposób cała inicjatywa Electro-Acoustic Beat Sesions ewaluowała i się rozwijała widać idealnie teraz – niektóre koncerty zaczęto powtarzać, a pod sceną przed muzykami EABS zamiast 100 osób w Puzzlach jest chociażby pełna sala teatralna Impartu. Mimo tego, że materiał z „Puzzle Mixtape” nie był tworzony z myślą o wydawnictwie i nie są to nagrania studyjne tylko zarejestrowane live’y, to trudno nie wyróżnić tracklisty na której znajdziemy genialne instrumentalne aranżacje i gości takich jak Jeru The Damaja, MED, czy Paulina Przybysz. Smaku dodaje też fakt, że w wersji fizycznej ten materiał został wydany tylko na kasecie magnetofonowej. Ponoć wielkimi krokami zbliża się studyjny materiał EABS, czekamy zatem z niecierpliwością. ~M.Tomaszewski [POSŁUCHAJ]

Kroki – Stairs

Jak stworzyć jeden z najciekawszych krążków roku, działając przy tym na odległość? Odpowiedź znają Kroki, dla których zdalny tryb pracy to chleb powszedni. To wypadkowa charakterów, które często mają wiele totalnie odmiennych rzeczy i wartości do przekazania. Można by stwierdzić, że to kontynuacja pracy nad połamanymi, elektronicznymi dźwiękami Szatta, które znamy z „Bloom” i „Future Voices”. Jednak to również zderzenie z Jaqiem Mernerem, który konsekwentnie szlifuje swój warsztat dostarczając ciekawą barwę wokalną do projektu. Paweł z kolei dorzucił swoje doświadczenie z poprzednich składów, dzięki czemu powstał projekt wyjątkowy. Projekt, który od samego początku zyskał spore grono fanów. Ich koncerty z kolei są niezwykłym wydarzeniem, mocno analogowym, live bandowym z ogromną mocą. I choć „Stairs” jest mini albumem, to Kroki wyraźnie nim zaznaczyły swoją pozycję na polskiej scenie. ~Ł.Sidorkiewicz [POSŁUCHAJ]

Brodka – Clashes

Brodka sama wyznaczyła sobie bardzo wysoko umiejscowioną poprzeczkę i nadal nie jestem do końca pewien czy udało jej się ją przeskoczyć. Dużo było mówione o zapowiadającej się wielkiej europejskiej karierze, o zrobieniu z Brodki naszego najlepszego polskiego towaru eksportowego. To sprawiło, że oczekiwania od „Clashes” były ogromne. Dostaliśmy album, którego nikt się nie spodziewał, zdecydowanie inny niż rytmiczna i skoczna „Granda”. Melancholia i niepewność to najczęściej towarzyszące mi emocje podczas odsłuchu, w czym niewątpliwie pomaga lekko zaszumione brzmienie lat 70-tych. Z resztą sama Brodka w jednym z wywiadów przyznała, że zaczynała od śpiewania o ślubach, a teraz śpiewa o pogrzebach. Mimo pierwotnego mikrozawodu, po kolejnych odsłuchach płyta coraz bardziej mnie do siebie przekonywała i to świadczy o jej ukrytej mocy. Jednak wracając do „poprzeczki” wspomnianej w pierwszym zdaniu – jej przeskoczenie Brodka musi chyba odłożyć przynajmniej na kolejny rok. ~M.Tomaszewski [POSŁUCHAJ]

We Draw A – Ghosts

Z gatunkiem muzyki, którą grają We Draw A zawsze mam problem, bo niewielu artystów potrafi go rozszerzyć do formy longplaya. Epki zdają się być na pierwszy rzut oka bardziej przystępną formą, bo przecież nie mamy tu jako takich singli tylko koncept budowany na kilku utworach. Na szczęście panowie potrafili znaleźć złoty środek i mimo tego, że czasowo krążek „Ghosts” nie różni się niczym od każdego innego LP, to mam wrażenie jakbym słuchał EP. W tym akurat przypadku to zdecydowanie nie jest zarzut, a dowód na to jak szybko nowa płyta WDA potrafi porwać i wprowadzić w swoją lekko rozmytą przestrzeń. Dzieje się tak, gdyż po zaledwie minutowym wstępie lądujemy w najlepszym momencie tego albumu, czyli przy utworach „Tommorow” i „Tilia”. Kolejne kawałki podtrzymują poziom emocji, które maja szansę eksplodować przy 9-minutowym utworze „Aurora”. Mam nieodparte wrażenie, że ten krążek jest idealnie złożonym dj-setem i właśnie ten „ład i porządek” na trackliście sprawia, że „Ghosts” jest jeszcze lepsze niż debiutanckie LP „Moments”. ~M.Tomaszewski [POSŁUCHAJ]

Sorry Boys – Roma

Można mówić, że Sorry Boys nigdy nie zbliżą się do perfekcji i oryginalności „Hard Working Classes” a zmierzają w stronę, która pozwoli im zarabiać muzyką. To nie jest do końca prawdą, bo długo musieli się uczyć tworzenia kompozycji w języku polskim. A przebojowość ich singli jest coraz większa. Z drugiej strony nie zmieniła ich popularność kolejnych krążków, bo podobnie na „Romie” słuchanie kolejnych utworów to niebywała przyjemność. Szczególnie, że tutaj niemal połowa utworów jest w języku polskim. W tym „Wracam”, które jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych singli minionego roku. ~Ł.Sidorkiewicz [POSŁUCHAJ]

Niechęć – Niechęć

Albumy jazzowe, które wdzierają się w zestawienia najlepszych krążków roku nie są zbyt częste. Na pierwszy rzut ucha mogą nie do końca pasować do zestawień. W przypadku Niechęci jest jednak nieco inaczej. Kompozycje są na tyle porywające i intrygujące, że przeciętny zjadacz chleba może pochłonąć ten krążek w mgnieniu oka. Ale zdecydowanym atutem Niechęci jest dar budowania napięcia i opowiadania historii poprzez muzykę. Na dodatek okazuje się, że nowym album dorównuje „Śmierci w miękkim Futerku”, które zostało docenione przez branżę. I w tym przypadku szalenie cieszy fakt, że historia lubi się powtarzać. ~Ł.Sidorkiewicz [POSŁUCHAJ]

SONAR – Pętle

To wciąż projekt, którego obecność koncertowa na różnych większych wydarzeniach jest wisienką na torcie. Rozpoczęli od EPki „Vaga”, która wyznaczyła jasno kierunek, w którym podąża projekt. Przyszedł następnie czas na długogrający krążek, który oprócz znanych już z EP utworów, dorzucił sporą garść całkiem nowych dźwięków. Z jednej strony to przedłużenie muzycznych wariacji Łukasza Stachurko, z drugiej strony to świetne teksty Mateusza Holaka, który zaznacza swoją obecność w tak wielu projektach muzycznych, że można by czekać na zmęczenie materiału. Ale na to się nie zanosi! Na płycie ponadto u boku charakterystycznego wokalu Leny Osińskiej pojawiają się również Ten Typ Mes, Otsochodzi, Ras i ponownie Holak. Zdecydowanie ważny projekt, który oprócz ciekawych dźwięków proponuje niebanalne utwory i zaskakujące, koncertowe aranżacje. Zasłużone miejsce w zestawieniu najlepszych krążków. ~Ł.Sidorkiewicz [POSŁUCHAJ]

Ten Typ Mes – AŁA.

„Hmmm, tyle tych pytań słyszałem jak w talk show, show kiedy te prawko zrobisz Mesie, Mesieee?” – o tym mówił Mes w utworze „Pierwszy Raz” Leha ponad rok temu. No właśnie, sporo się od tamtego czasu zmieniło. Z mercedesem, prawem jazdy i bez dresu nagrał swój dziesiąty album „AŁA”. Po raz kolejny mocno różniący się od poprzedników, idący na przekór zatwardziałym rap-wyznawcom i wytyczający nową ścieżkę opatrzoną hasłem „można inaczej”. Już po pierwszym singlu „Nieiskotne” z Izą Lach do przewidzenia była wzmożona aktywność grupy ludzi narzekających, że „no Kandydaci na Szaleńców to to nie są”, ewentualnie „to już nie jest hip hop”. Mes zrobił to czym charakteryzuje się już od dłuższego czasu – świadomie eksperymentuje. Kluczowym zdaniem w całej dyskusji na temat wartości artystycznej płyty „AŁA” są słowa rapera wypowiedziane w audycji u Numer Raza – „Płyta ma 17 różnych utworów. Wybierz dziesięć, usuń siedem i złóż swój własny album” – i faktycznie od numeru z Dawidem Podsiadło, przez „Pokaż mi dom” (dla mnie nr 1), z przystankiem na balladę „Jak nikt”, aż po bigbandowe „Zawsze mogę liczyć na” podróż wydaje się być bardzo zagadkowa. I właśnie ta różnorodność połączona z nienagannym warsztatem i świetnym storytellingiem Mesa jest największą zaletą tego krążka. ~M.Tomaszewski [POSŁUCHAJ]

Coldair – The Provider

Polskie wydawnictwa bardzo rzadko pojawiają się na Pitchforku, a jeszcze rzadziej są oceniane tak wysoko jak „The Provider” (ocena 7.0). Już sam ten fakt powinien świadczyć o bardzo wysokim poziomie solowej odsłony Tobiasza Bilińskiego aka Coldair. Cały ten proces był zapewne związany z tym, iż ten krążek rozpoczął współpracę muzyka z legendarną amerykańską wytwórnią Sub Pop. Co ciekawe wiele osób twierdzi, że Biliński ma w swoim dorobku albumy lepsze kompozytorsko, jednak dopiero teraz udało mu się trafić w popularny synthpopowy nurt, dzięki czemu ma większą szansę na przebicie. Można się z taką opinią zgodzić lub nie – pytanie brzmi do kogo Coldair się przebije? Nie da się oprzeć wrażeniu, że totalnie świadomie postanowił przeskoczyć polski rynek i skierować swoje siły na sceny zagraniczne. Chwała za to, że udaje mu się ten cel realizować, ma to jednak swoje odbicie w polskiej rzeczywistości, gdzie bardzo rzadko pojawia się w podsumowaniach roku. A za przełamywanie muzycznych konwenansów, nieszablonowe brzmienie i stworzenie tego wszystkiego siłą jednej głowy zdecydowanie powinien w nich być. ~M.Tomaszewski [POSŁUCHAJ]

Duit – Now I’m Here

Czy ktokolwiek jeszcze rok temu spodziewał się, że płyta Duita będzie jednym z najlepszych krążków 2016 roku? Osoby, które niezbyt wnikliwie śledziły poczynania tego producenta muzycznego z pewnością zetknęły się z nim przy okazji składanek Heartbreaks & Promises. Ale pokazywały one nieco odmienny styl i kierunek, w którym mógł podążać Duit. Bliżej nagraniom było do komercyjnego potencjału dużych rozgłośni radiowych stawiających na krzykliwe dźwięki z „mało-subtelnym” dropem. A on zaskoczył niemal wszystkich. Po pierwsze genialnym singlem z Jesse Boykinsem III. To pięknie rozwijająca kompozycja, nieco patetyczna, z urzekającym wokalem i robiącym wrażenie teledyskiem. Po drugie – ciekawe wydawnictwo, haftowane, różnokolorowe. Po trzecie – w końcu samą zawartością. Tutaj nie można powstydzić się którejkolwiek z piosenek. Każda następna dorównuje poprzedniej, a kolejni goście zaskakują idealnym wpasowaniem wokali w utwory. Porywający Pasts, niesamowita Prus, przebojowy Govales… Do tego znane już z naszej rodzimej sceny głosy Rosalie, Vito i Dawida Podsiadło. W każdym przypadku (poza ostatnim) znane nazwiska nie determinują sukcesu krążka, bo Duit wyszukał je starannie w najgłębszych zakamarkach świata (sieci). Piękne i poruszające wydawnictwo, wyzwalające emocje. A to najważniejsze – aby słuchając krążka mieć jakiekolwiek przemyślenia. Zasłużone pierwsze miejsce dla „Now I’m Here” od Duita. ~Ł.Sidorkiewicz [POSŁUCHAJ]

Artykuł NAJLEPSZE POLSKIE ALBUMY 2016! pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
http://www.rgltr.pl/najlepsze-polskie-albumy-2016-wybor-redakcji/feed/ 0
Sofar Sounds Wrocław #1 (relacja) http://www.rgltr.pl/sofar-sounds-wroclaw-1-relacja/ http://www.rgltr.pl/sofar-sounds-wroclaw-1-relacja/#respond Tue, 23 Feb 2016 21:29:14 +0000 http://www.rgltr.pl/?p=1786 Sofar to marka domowych koncertów, które już od pewnego czasu funkcjonują w Polsce. Celowo nie używam sformułowania: „na rynku polskim”. Tym koncertom bowiem przyświeca pewna idea promocji ciekawych projektów muzycznych, serwując je w nietypowych miejscach. Mieszkania, apartamenty, ogródki… Miejsca, które ograniczają liczbę uczestników a zarazem oferują kameralność. Sofar ma swoje edycje m.in. w Berlinie, Londynie, […]

Artykuł Sofar Sounds Wrocław #1 (relacja) pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
Sofar to marka domowych koncertów, które już od pewnego czasu funkcjonują w Polsce. Celowo nie używam sformułowania: „na rynku polskim”. Tym koncertom bowiem przyświeca pewna idea promocji ciekawych projektów muzycznych, serwując je w nietypowych miejscach. Mieszkania, apartamenty, ogródki… Miejsca, które ograniczają liczbę uczestników a zarazem oferują kameralność.

Sofar ma swoje edycje m.in. w Berlinie, Londynie, Nowym Yorku czy Moskwie. W Polsce do tej pory były to Warszawa oraz Kraków. Ale nie znaczy to, że wcześniej w Polsce nic się nie działo w podobnym klimacie. Dawniej już Bartek „Borówka” Borowicz próbował wprowadzić zjawisko House Gigu do naszego kraju, co najwyraźniej mu się udało. Trochę zmusiła go do tego sytuacja, w której nie mogli znaleźć miejsca do zagrania koncertu dla Petera J. Bircha. Ale nie tylko dla niego, bo w serii koncertów wystąpili również Sonia Pisze Piosenki, Budyń czy Jordan O’Keefe.

Na rynku wrocławskim od dawna działał z resztą Soundmate, który wyszedł poza kawalerki i zaprosił do zagrania w słynnym wrocławskim Domu Na Wodzie formację Leski. Soundmate działa z resztą prężnie – trwa właśnie drugi sezon koncertów a ostatni występ zespołu TSAR w byłej siedzibie agencji SkyGate przyciągnął ponad 70 osób.

sofar_wroclaw_1_joao
João de Sousa z zespołem

Czy jest zatem miejsce na kolejny projekt działający na podobnych zasadach w jednym mieście? Jak się okazuje może, bo właśnie we Wrocławiu uformowała się kolejna odnoga projektu Sofar. Pierwszy koncert (21 lutego 2016r.) był również mocno limitowany – do 40 osób. Zarówno lokalizacja jak i występujący artyści trzymani byli w tajemnicy do samego końca. Jedyną wiadomą był formularz zgłoszeniowy, na podstawie którego można było dostać się na wydarzenie.

W końcu, dzień przed koncertem, ujawniona została lokalizacja wszystkim uczestnikom gigu. I to miejsce nie byle jakie, bo dysponujące najpiękniejszym widokiem w całym Wrocławiu! Apartament na trzydziestym szóstym piętrze wieżowca SkyTower. I to pierwszy, mocny strzał całego przedsięwzięcia. Na środku największego pomieszczenia luksusowego apartamentu z Wrocławiem za pokrywającym całą ścianę szybą rozstawiony był sprzęt czekający na muzyków. Pomieszczenie szybko wypełniło się nieznanymi sobie gośćmi, którzy bardzo z łatwością nawiązywali interakcje. Z resztą, trafili się naprawdę wspaniali ludzie, z którymi bez skrępowania można było wymienić poglądy i nawet nawiązać stały kontakt. Ponadto – sporo zagranicznych gości, co mogło oznaczać trzymanie ręki na pulsie ze strony tych bardziej doświadczonych.

sofar_wroclaw_1_phillipp
Phillip Bracken

Pierwszy koncert to Australijczyk Phillip Bracken, który wystąpił solo. I rozpoczął ten wieczór magicznie, w najlepszy jak się tylko dało sposób. Delikatnie, akustycznie ale zdecydowanie i pewnie. Warsztat ma już bardzo dobrze opanowany, pomysł na siebie również. Wspominał, że będzie kilka okazji do zobaczenia go w klubach, więc zdecydowanie trzeba go zobaczyć! Podobnie jak kolejnego artystę – tym razem z Portugalii. João de Sousa, który zaśpiewał i zagrał na gitarze w akompaniamencie wiolonczeli i instrumentów dętych. To kolejna poezja zaserwowana przez organizatorów, która pozwalała po prostu zamknąć oczy i odpłynąć. Jedyny zarzut co do ich muzyki to granie równocześnie tych samych linii melodycznych przez dwa instrumenty, co często prowadziło do wzajemnego zagłuszania się. A trzeba przyznać, że solowe partie instrumentalne brzmiały po prostu bajecznie! Na wiosnę João szykuje się do wydania krążka, więc będzie można sprawdzić efekty ich pracy. A jest na co czekać!

Na sam koniec wydawałoby się, że historia zatoczyła koło. Ostatnim wykonawcą na „scenie” był Peter J. Birch, który grając setki koncertów na całym świecie ma kolosalne doświadczenie muzyczne. Co ciekawe – potrafi, będąc sam na scenie, przykuć uwagę słuchacza w stu procentach! A wystarczy do tego gitara, harmonijka ustna i wspaniały głos.

sofar_wroclaw_1_peter
Peter J. Birch

Dodatkowo ci, którzy nie załapali się na zaproszenie na pierwszy wrocławski Sofar mieli okazję obejrzeć cały koncert w Internecie. Co prawda jakość dźwięku była przeciętna, ale jest to lekcja dla organizatorów na kolejne koncerty. W końcu wyposażając się w najprostszy sprzęt do transmisji sygnału są w stanie przekazać internautom czysty dźwięk i znośnej jakości obraz.

Ogólna ocena wydarzenia? Z pewnością bardzo wysoka! Miła atmosfera, piękne wnętrze, zaskakująca lokalizacja, przemili prowadzący i wspaniała muzyka. Oczywiście można się do paru rzeczy przyczepić. Organizatorzy pomimo bardzo przyjaznej atmosfery powinni nieco więcej uwagi przykładać do prezentacji artystów, którzy pojawiali się na scenie. Z kolei identyfikacja wizualna mogłaby lepiej wkomponowywać się we wnętrze. Pojawiają się jednak zapowiedzi udoskonaleń, co z pewnością wzbogaci wrażenia estetyczne z koncertów. Niemniej jednak wrocławski Sofar bardzo dobrze rokuje! Szczerze liczę, że będzie to kolejny ważny punkt na muzycznej mapie Wrocławia a organizatorzy uwzględnią poprawki przy okazji kolejnych koncertów.

Artykuł Sofar Sounds Wrocław #1 (relacja) pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
http://www.rgltr.pl/sofar-sounds-wroclaw-1-relacja/feed/ 0
SNOWFEST Festival 2016 – RELACJA http://www.rgltr.pl/snowfest-festival-2016-relacja/ http://www.rgltr.pl/snowfest-festival-2016-relacja/#respond Tue, 09 Feb 2016 09:01:48 +0000 http://www.rgltr.pl/?p=1757 Snowfest jest imprezą, która ma szansę wypełnić jedną z niewielu luk na festiwalowej mapie Polski. W sezonie letnim praktycznie dogoniliśmy już Europę. Dużej imprezy zimą na wzór tych, ktore odbywają się w alpejskich kurortach jeszcze nie było. Dla niektórych może to być idea nowa, tak jak kiedyś to było z Open’erem. Do Gdyni, Płocka czy […]

Artykuł SNOWFEST Festival 2016 – RELACJA pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
SNOWFEST_RELACJA_2Snowfest jest imprezą, która ma szansę wypełnić jedną z niewielu luk na festiwalowej mapie Polski. W sezonie letnim praktycznie dogoniliśmy już Europę. Dużej imprezy zimą na wzór tych, ktore odbywają się w alpejskich kurortach jeszcze nie było. Dla niektórych może to być idea nowa, tak jak kiedyś to było z Open’erem. Do Gdyni, Płocka czy Katowic nauczyliśmy się jednak jeździć wyposażeni w krem do opalania, czemu więc nie mielibyśmy się przekonać do weekendu w Tatrach opatuleni szalikami i czapkami? Dlaczego festiwalowi psychofani mają sobie robić w ciągu roku 8 miesięcy przerwy? Mam nadzieję, że po następnych 1000 znakach przekonacie się, że festiwale na mrozie mają sens.

Zakopane wydaje się być idealną lokalizacją dla Snowfest. Baza noclegowa udźwignęłaby imprezę dużo większą, a Wielka Krokiew posiada gotową, niezłą infrastrukturę. Irytuje tylko dojazd Zakopianką, ale wiedzą o tym wszyscy i nikt nie jest w stanie tego szybko zmienić, nie ma więc co marudzić.

SNOWFEST_RELACJA_3O infrastrukturze Wielkiej Krokwii wspominam nie bez powodu. Ciężko bowiem powiedzieć, czy Snowfest to bardziej festiwal sportów ekstremalnych czy muzyki spod znaku elektroniki i hip hopu. U podnóża skoczni wybudowano hopkę, na której w piątek prezentowali się narciarze, a w sobotę snowboarderzy. Widowiskowości tym zmaganiom odmówić nie można. Dla mniej więcej połowy publiczności właśnie to było głównym punktem programu Snowfest. Dla reszty był to miły przerywnik pomiędzy występami kolejnych artystów. Na sporcie skupiać się już nie będziemy, bo to przecież portal muzyczny. A jest o czym pisać.

Muzyka na Snowfest była prezentowa w 4 przestrzeniach. Po pierwsze mieliśmy małą scenę (warto dodać, że darmową), na której zaprezentowali się Fair Weather Friends, Future Folk, Too Many T’s i…Cleo. Bardzo żałuję, że nie udało mi się na nią dotrzeć, bo ciekawiło mnie jak zostanie odebrana ze swoim popikiem na alternatywnym festiwalu. Ważne, że Fair Weather Friends znowu pokazali klasę i pomimo mrozu, problemów technicznych i niewielkiej frekwencji bardzo im się chciało. Widać, że Fair Weather Friends to ukształtowany już zespół i bezpieczny festiwalowy booking – wiadomo, że poniżej pewnego, wysokiego poziomu nie zejdą.

Scena główna ustawiona była za plecami publiczności oglądającej zawody sportowe. Można więc było podziwiać efektowne ewolucje i jeszcze efektowniejsze gleby słuchając muzyki na żywo. Dla fanów sportu to rozwiązanie pozwalało na doświadczenie w pełni Snowfest, dla artystów była to jednak sytuacja niezbyt konfortowa. Pod sceną bowiem tłumów nie było.

SNOWFEST_RELACJA_4Roots Manuva zasłużył ze strony polskiej publiczności na dużo więcej. Nie jest to artysta dający wybitne koncerty, częso jakby przechodzi koło nich bokiem. W Zakopanem musiało być mu na tyle zimno, że nie miał wyboru i musiał dać z siebie wszystko. Szkoda tylko, że Roots Manuva na swoich koncertach nie gra utworów innych artystów u których pojawił się gościnnie. Nagrywa on bowiem świetne płyty, ale to na featuringach jest genialny. Roots Manuva przyjechał z pełnym zespołem, czym plusuje jeszcze bardziej.

O Raekwonie z legendarnego Wu Tang Clan można powiedzieć jedno – zagrał po linii najmniejszego oporu. Od artysty naznaczonego przez  nazwę jednej z najważniejszych grup w historii hip hopu można spodziewać się czegoś więcej niż występu u boku średniego DJa. Opócz przebojów Raekwona wypełniony on był również hitami spod znaku Wu Tang Clan i innych amerykańskich raperów. Fajnie, tylko w głowie po tym występie nie zostaje nic.

SNOWFEST_RELACJA_5Najbardziej pozytywnym zaskoczeniem Snowfest był dla mnie występ Łąki Łan. Zawsze kojarzyli mi sie z wtórnym funkowym plumkaniem przebranym w śmieszne stroje. Zimą postanowili dodać do swojej muzyki dużo basu. Taneczna wersja Łąki Łan to jest coś co kupuję, co naprawdę dostarcza pozytywnej energii. Koniecznie muszę sprawdzić, czy ich ostatnie płyty to również zwrot w kierunku elektroniki.

Jak mając jeden produkt sprzedać go dwa razy? Chase And Status opanowali technikę zarabiania pieniędzy do perfekcji. W studiu są genialni, tego im odmówić nie można. W wersji live są równie świetni. Schody zaczynają się w przypadku Chase And Status DJ Set. Nie są słabymi DJami, wręcz przeciwnie. Problem w tym, że już drugi raz byłem na dyskotece spod znaku Chase And Status na który…przyjeżdża tylko jeden członek duetu. W Zakopanem mieliśmy zaszczyt gościć Status. Co w tym czasie robił Chase? Wątpię żeby zabawiał góralki, prędzej zarabiał pieniądze na innej imprezie sygnowanej nazwą Chase And Status. Set „duetu” zbudowany był następująco: energetyczny drum & bass, krótka wiązanka hitów własnych produkcji, kilka trapów (PO CO?), znów trochę drum & bassów i na koniec kolejne własne utwory. Niby świetne, niby dobra energia była, ale niesmak pozostaje.

SNOWFEST_RELACJA_6Występy na scenie głównej kończyly się dość wcześnie, bo przed 23:00. Nie oznacza to, że w tym momencie trzeba było iść do domu. Dla niektórych Snowfest w tym momencie tak naprawdę się zaczynał. Do wyboru mieliśmy dwa oficjalne afterparty – jedno zlokalizowane w klubie Dworzec Tatrzański i drugie w przearanżowanej przestrzeni pawilonów pod Wielką Krokwią. Taka formuła to jedyna sensowna opcja, bo nie ukrywajmy, ale na zewnątrz było już bardzo zimno. Szkoda tylko, że impreza została podzielona i nie można było zaliczyć wszystkiego. Ja wybrałem towarzystwo Andy C i Mike’a Skinnera w ogrzewanych namiotach pod Wielką Krokwią, Barrym Ashworthem z Dub Pistols i Purple Disco Machine musiałem się więc obejść smakiem. Zarówno w piątek jak i w sobotę już grający na rozgrzewkę DJe Ros i Benito pokazali, że dobrze wybrałem. Przyjemnie czekało się na występy głównych gwiazd z lekka tańcując. Tańcować bowiem na Snowfest trzeba ciągle, bo inaczej idzie zamarznąć.

Andy C, legenda drum n’ bassu praktycznie rozniósł parkiet. Wielka moc, wielkie hity. Założyciel wytwórni XXX mocno korzystał z dorobku swoich podopiecznych. Mniej więcej co 3 utwory pojawiał się killer w postaci Tarantuli Pendulum czy XXX Wilkinsona. Idąc kiedyś na występ Andy C koniecznie pamiętajcie o wygodnych butach!

SNOWFEST_RELACJA_7Jeśli Andy C to legenda, to co powiedzieć o Mike’u Skinerze? The Streets było projektem wyjątkowym nagrywającym wybitne płyty, genialne single i na dodatek grającym świetne koncerty. Pewnego dnia jednak Mike Skiner powiedział dość. Od tej pory raczej milczy, co prawda miał nagrywać z wokalistą The Music, ale nic z tego nie wyszło. Widać nakupił sprzętu, ściągnął z internetu odpowiednie oprogramowanie, tony muzyki i postanowił zostać DJem. No i jeszcze oczywiście wyposażył się w wielkiego, czarnego MC imieniem Dave. Jakim DJem jest Mike Skinner? Dużo kombinuje, często zmienia kawałki i niestety ma jeszcze spore braki techniczne. Gra wszystko co ma energię, głównie drum n’ bassy, trapy i wszelką nową elektronikę. Czasem cytuje swoją twórczość, ale robi to w stopniu minimalnym, zdecydowanie zbyt rzadko dla każdego psychofana The Streets. Mam więc nadzieję, że to przejściowe zajęcie Mike’a Skinnera i już niedługo zajmie sie tym, co robi najlepiej.

Snowfest nie jest największym festiwalem świata, organizatorzy mogli więc pozwolić sobie na sporo luzu. Widać było, że ciągle się uczą, kombinują i reagują na wszelkie niedociągnięcia,  takie jak np. niezbyt fortunne usytuowanie food trucków pierwszego dnia. Dobrze to wróży na przyszłość. Jeśli więc uważacie, że w temacie festiwali wiecie już wszystko dajcie się za rok zaskoczyć tańcem jako najlepszym sposobem na ogrzanie, narciarzom i snowboarderom zaprzeczającym grawitacji i grzanym (!) whisky.

Artykuł SNOWFEST Festival 2016 – RELACJA pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
http://www.rgltr.pl/snowfest-festival-2016-relacja/feed/ 0
PAN OD SZLAGIERÓW #4 http://www.rgltr.pl/pan-od-szlagierow/ http://www.rgltr.pl/pan-od-szlagierow/#respond Wed, 13 Jan 2016 13:17:43 +0000 http://www.rgltr.pl/?p=1666 Po krótkiej przerwie spowodowanej świąteczno-noworocznym rozgardiaszem, z dociekliwością Sherlocka Holmes’a  wznawiamy cotygodniowe śledztwo na rynku muzycznym.  #1 AbJo – Gate 15  Zwykle procedury lotniskowe wyglądają z grubsza tak: odprawa bagażu, przejście przez bramki bezpieczeństwa, potwierdzenie tożsamości i w zasadzie sam lot. AbJo postanowił złamać te konwenanse i znalazł czas aby zafundować nam swój „muzyczny przelot”, komponując […]

Artykuł PAN OD SZLAGIERÓW #4 pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
Po krótkiej przerwie spowodowanej świąteczno-noworocznym rozgardiaszem, z dociekliwością Sherlocka Holmes’a  wznawiamy cotygodniowe śledztwo na rynku muzycznym. 

#1 AbJo – Gate 15 

Zwykle procedury lotniskowe wyglądają z grubsza tak: odprawa bagażu, przejście przez bramki bezpieczeństwa, potwierdzenie tożsamości i w zasadzie sam lot. AbJo postanowił złamać te konwenanse i znalazł czas aby zafundować nam swój „muzyczny przelot”, komponując „Gate 15” nomen omen z lotniska, w czasie oczekiwania na podróż do Seattle.

[AbJo SC]

 

#2 Dense & Pika – Colt (George Fitzgerald Remix)

Fanom muzyki klubowej nie trzeba przedstawiać George’a – jedno z głośniejszych nazwisk ostatnich lat, płynnie poruszający się po bass-house’owych przestworzach producent. W jednej z ostatnich audycji w BBC Radio One miała miejsce premiera jego najświeższego kawałka. Zremiksował on genialny track „Colt” brytyjskiego duetu Dense&Pika. Bon Appetit!

[George Fitzgerald SC]

 

#3 Nebraska – Uh Woo Haa

Advent Calendar to wsparcie charytatywnej akcji Help Musicians prowadzonej przez muzyczny magazyn Stamp The Wax. Efektem tego są 24 tracki, które możemy pobrać zupełnie za darmo [LINK]. Wisienką na torcie tego szlachetnego przedsięwzięcia jest deep’owa produkcja Nebraski.

[Nebraska SC] [Stamp The Wax SC]


#4 Midflite – Darling Gardens 

Midflite to producent z Melbourne, który muzyczną przygodę rozpoczął w 2008 roku. Inspirowany zarówno produkcjami Flying Lotusa, JDilli jak i kompozycjami jazzowego kanonu wypracował swój oryginalny styl: muzyka napędzana jest bębnami prosto z MPC, legendarnymi klawiszami Fender Rhodes, oraz kombinacją oldschoolowych syntezatorów z okazyjnie wykorzystywanymi samplami. Co ciekawe Australijczyk nauczył się grać ze słuchu, następnie doskonalił umiejętności z pomocą przyjaciół muzyków. „Darling Gardens” to singiel ze zbliżającego się albumu „Liquid Lullabies” który ukaże się 22 stycznia nakładem Cascade Records.

[Midflite SC] [Cascade SC]

 

#5 Nayyba – Tight 

Eksperymentujący z muzyką od niedawna Austriak, wypuścił swoje pierwsze EP na przełomie 2015 roku. Bodźcem do tego była twórczość m.in. Bicepa czy Kinka. Lekkie, przyjemne house’owe brzmienia są dowodem na to, że w producencie drzemią pokłady muzycznego talentu. Całość promowana jest przez label Kizi Garden Records.

[Nayyba SC] [Kizi Garden SC]

 

#panodszlagierów

 

Artykuł PAN OD SZLAGIERÓW #4 pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
http://www.rgltr.pl/pan-od-szlagierow/feed/ 0
POLSKA PŁYTA ROKU 2015: WYNIKI GŁOSOWANIA INTERNAUTÓW http://www.rgltr.pl/plyta-roku-2015-wyniki-glosowania-internautow/ http://www.rgltr.pl/plyta-roku-2015-wyniki-glosowania-internautow/#comments Fri, 08 Jan 2016 19:30:54 +0000 http://www.rgltr.pl/?p=1601 To był pierwszy plebiscyt na płytę roku w historii Regulatora! Był to dla nas bardzo dobry miesiąc i rok, pobiliśmy dotychczasowe rekordy i z dużą dozą optymizmu rozpoczynamy 2016. Wielu nowych czytelników do nas dołączyło, dostajemy wiele pozytywnych wiadomości odnośnie materiałów, które udostępniamy Wam na stronie. Coraz więcej słuchaczy dołącza też do nas w piątkowe […]

Artykuł POLSKA PŁYTA ROKU 2015: WYNIKI GŁOSOWANIA INTERNAUTÓW pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
To był pierwszy plebiscyt na płytę roku w historii Regulatora! Był to dla nas bardzo dobry miesiąc i rok, pobiliśmy dotychczasowe rekordy i z dużą dozą optymizmu rozpoczynamy 2016. Wielu nowych czytelników do nas dołączyło, dostajemy wiele pozytywnych wiadomości odnośnie materiałów, które udostępniamy Wam na stronie. Coraz więcej słuchaczy dołącza też do nas w piątkowe wieczory – o 20:00 – na antenie Radia LUZ! Dziękujemy! 

Dość prywaty, przez ostatni miesiąc to Wy decydowaliście o ostatecznym kształcie zestawień w obu zaproponowanych przez nas kategoriach. Sprawdźcie zatem wyniki!

Kategoria #TOP 2015

ilość oddanych głosów: 838

W tej kategorii wybieraliście album, który zyska miano najlepszej polskiej płyty roku 2015. Zobaczmy, która produkcja najbardziej przypadła Wam do gustu!

Kategoria #HYPE 2015

ilość oddanych głosów: 905

Poniżej albumy, które walczyły o tytuł najciekawszego brzmienia / największego zaskoczenia roku 2015. Dodamy tylko, że najlepsza trójka walczyła o zwycięstwo praktycznie do ostatnich chwil, a różnice w ilości głosów były bardzo niewielkie! Sprawdźcie wyniki!

ZWYCIĘZCOM GRATULUJEMY!

Co do nagród, które przygotowaliśmy dla Was w zamian za wzięcie udziału w głosowaniu – zwycięzców poinformujemy mailowo w weekend. Sprawdźcie wtedy swoje skrzynki!

Artykuł POLSKA PŁYTA ROKU 2015: WYNIKI GŁOSOWANIA INTERNAUTÓW pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
http://www.rgltr.pl/plyta-roku-2015-wyniki-glosowania-internautow/feed/ 3
NAJLEPSZE POLSKIE ALBUMY 2015 – WYBÓR REDAKCJI http://www.rgltr.pl/polska-plyta-roku-2015-wybor-redakcji/ http://www.rgltr.pl/polska-plyta-roku-2015-wybor-redakcji/#respond Fri, 08 Jan 2016 19:25:57 +0000 http://www.rgltr.pl/?p=1631 Przez cały grudzień zbieraliśmy Wasze głosy w plebiscycie na polską płytę roku (wyniki tutaj), ale sami też postanowiliśmy ułożyć albumy według własnego uznania. Jak się okazało nasze wybory są podobne, jednak w kilku kluczowych momentach się różnią. Sprawdźcie jak redakcja regulatora ocenia polski rynek wydawniczy w 2015 roku! Kortez – Bumerang Album prawdziwy. To chyba […]

Artykuł NAJLEPSZE POLSKIE ALBUMY 2015 – WYBÓR REDAKCJI pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
Przez cały grudzień zbieraliśmy Wasze głosy w plebiscycie na polską płytę roku (wyniki tutaj), ale sami też postanowiliśmy ułożyć albumy według własnego uznania. Jak się okazało nasze wybory są podobne, jednak w kilku kluczowych momentach się różnią. Sprawdźcie jak redakcja regulatora ocenia polski rynek wydawniczy w 2015 roku!

Kortez – Bumerang

Album prawdziwy. To chyba główny powód, dla którego Kortez zaskarbił sobie tak wielu fanów. Chciałoby się zacytować tekst „Niby nic takiego, w mieście pusta droga…”, a nagle łysy facet w bluzie z kapturem zaczyna grać na gitarze i śpiewać piosenki. Nie jest to płyta na każdą porę dnia i nocy, ale gdy znajdziecie na nią odpowiedni moment, wpadniecie w przepiękny refleksyjny trans i nie będziecie chcieli tego stanu opuścić. Z ciekawostek – teksty do dwóch piosenek napisał Piotr Szmidt znany jako Ten Typ Mes.

POSŁUCHAJ

Lilly Hates Roses – Mokotów

Kiedy wielu artystów zatraciło się w elektronicznych dźwiękach, Lilly Hates Roses udowadniają, że żywe instrumenty są przepiękne. I mają niesamowitą moc. I mają dar do tworzenia lekkich, przyjemnych utworów. Takich, które nie obciążają, a zarazem nie są banalne. Beztroscy i bezczelnie przebojowi. W końcu zaserwowali album „Mokotów„, w którym po prostu nie da się nie zakochać. W tych ludziach nie da się nie zakochać!

POSŁUCHAJ

Mikromusic – Matki i Żony

Natalia Grosiak posiada niesamowity głos, który koi zmysły już od wielu lat. Dodatkowo tworzy niesamowite historie dosadnie przemawiające do rozsądku i serca. Ale co najciekawsze – są niezmienni. Od wielu lat konsekwentnie tworzą muzykę, która zachwyci bardziej wymagającego słuchacza – niczego nie robią pod publikę. I to jest najpiękniejsze w najnowszym albumie „Matka i Żony„. Po prostu bezkonkurencyjni w swojej kategorii.

POSŁUCHAJ

Kamp! – Orneta

Pewnie nie lubią tego stwierdzenia, ale wyjadaczami polskiej sceny elektronicznej wypadałoby ich nazwać. Mnóstwo nowych zespołów próbuje się do nich upodobnić, wielu próbuje rozwijać to, co oni zaczęli. Teraz z kolejnym, świetnym krążkiem na koncie. Nie do końca oczywistym, bo utwory zawarte na Ornecie skrywają smaczki, które docenia się po kilkukrotnym przesłuchaniu albumu. Wciąż przebojowi i wciąż krok przed innymi. Po prostu kolejny, świetny Kamp!

POSŁUCHAJ

Spoken Love – Spoken Love

Krążek zaczyna się z wysokiego „C” – na pierwszy ogień dostajemy utwór „Everlasting Love„, który umieściliśmy na drugim miejscu pośród najlepszych singli 2015. Później przechodzimy przez przebojowe 3 kawałki ewidentnie świadczące o zamiłowaniu do dźwięków i wspomnień z lat 90. „Starless” czyli nr 5 na krążku rozpoczyna refleksyjną i zdecydowanie spokojniejszą podróż, która kończy się optymistycznym akcentem „Falling Rain„. Piszę o przekroju albumu dlatego, że to właśnie przez zdolność budowania uczuć objawia się prawdziwy kunszt producencki Bartka Królika i Marka Piotrowskiego. Ogromne doświadczenie na rynku jest tu słyszalne z każdą kolejną nutą i bardzo dobrze się stało, że w końcu usłyszeliśmy tych dwóch artystów w takiej, bezpośredniej formie.

POSŁUCHAJ

Daniel Bloom – Lovely Fear

Daniel chyba sam nie do końca wierzył w swój sukces, a stworzył jeden z najciekawszych albumów roku. Z jednej strony płyta producencka, wypełniona gośćmi. Z drugiej strony na tyle charakterystyczna, że dzieła tego nie można pomylić z żadnym innym. A to trudna sztuka, szczególnie w tak doborowym towarzystwie. Elektronika, która momentami pokazuje swoją drugą, drapieżną twarz, a innym razem robi ukłon w stronę elektroniki lat 80′ i 90′. A każdy utwór to nośny kawałek, który mógłby z powodzeniem zostać singlem. Do tego przenosi słuchacza w równoległe, nieodkryte światy. Coś niezwykłego!

POSŁUCHAJ

Sister Wood – Language Barriers

Siostry Wood reprezentują piękne melodie i delikatne dźwięki. Łukasz z kolei to charyzmatyczny perkusista, który przemyca swą energię do projektu Sister Wood. Mało informacji na ich temat krążyło jeszcze na poczatku 2015 roku, a już wzbudzili ogromną ciekawość. W końcu wydali debiutancką płytę, na której każda kompozycja ma klasę i charakter. To melodie, które płyną i porywają słuchacza – odprężają, a zarazem skłaniają do refleksji. Spokojna i stonowana płyta pozytywnie szalonych ludzi. Synonim perfekcji!

POSŁUCHAJ

Oxford Drama – In Awe

Gosia i Marcin zaostrzyli apetyty słuchaczy na piękne, delikatne, aczkolwiek pulsujące elektroniką dźwięki jeszcze w momencie wydawania swojej debiutanckiej EPki. Teraz zadanie wydawało się być proste: utrzymać poziom. Udało się to nawet z nawiązką, bo album przerósł oczekiwania wielu. Możnaby powiedzieć, że to proste piosenki dające proste recepty na życie. Skromność i szczerość mają wielką moc. Sumienna praca i ciekawe pomysły skutkują dodatkowo pięknym wydawnictwem. Wydawnictwem, które nie potrzebuje już kredytu zaufania – jest jednym z najlepszych albumów 2015 roku!

POSŁUCHAJ

Marcelina – Gonić Burzę

Marcelina zawsze była dla nas taką artystką, którą wielbiliśmy bezwarunkowo. Może to dlatego, że bardzo nam się kojarzy z Wrocławiem i koncertami w „Schodach Donikąd”. Na szczęście to nie jedyny powód, a tylko jeden z wielu. „Gonić burzę” to album na którym Marcelina udowadnia, że nie zwalnia i ciągle się rozwija. Jeśli słuchaliście poprzedniego LP wokalistki („Wschody Zachody„) to nie uwierzę, że nie zauważyliście ogromnego progresu zarówno tekstowego jak i muzycznego. Warto przy tej okazji wspomnieć również postać Roberta Cichego, który album produkował i ewidentnie czuć na nim jego gitarową dłoń. Nowy krążek potwierdza, że Marcelina nadal posiada patent na budowanie najładniejszych melodii w Polsce („Już szepczą mewy„, „Liliowa„), ale potrafi też pokazać prawdziwy pazur („Nie mogę zasnąć„). Świetny album! Ale to już wiecie, przecież umieściliście Marcelinę na 1. miejscu w kategorii #HYPE w naszym głosowaniu!

POSŁUCHAJ

Alkopoligamia – Albo inaczej

To właśnie ten krążek uznaliście za najlepszy głosując na płyty roku na regulatorze! Dla nas na pewno największe zaskoczenie roku. Praktycznie do momentu wypuszczenia albumu nie wiedzieliśmy czego możemy się spodziewać. Owszem, został wypuszczony jeden singiel z udziałem Andrzeja Dąbrowskiego… ale kto przy zdrowych zmysłach potrafiłby wyobrazić sobie Zbigniewa Wodeckiego śpiewającego tekst Peji, Wojciecha Gąssowskiego podrygującego do Kalibra 44, czy Ewę Bem interpretującą Stare Miasto? Projekt okazał się wielkim sukcesem, czego potwierdzeniem był koncert inaugurujący ubiegłoroczny Red Bull Music Academy Weekender Warsaw, gdzie sala wypełniła się po brzegi. Wielkie brawa dla Alkopoligamii za ten pomysł!

POSŁUCHAJ

Catz N Dogz – Basic Colour Theory

Duet, który fanom muzyki elektronicznej jest znany już od dawna. Jednak przy okazji wydania albumu „Basic Colour Theory” coś się zmieniło. Ich muzyka stała się akceptowalna i dostępna nie tylko dla miłośników otchłani Boiler Room’u, ale trywialnie mówiąc „dla każdego”. Mało tego, ta zmiana nie odcisnęła żadnego (negatywnego oczywiście) piętna na jakości ich muzyki, która nadal charakteryzuje się jedynym w swoim rodzaju beatowo-tanecznym flow, a obecność na playlistach imprez toczących się do wczesnych godzin porannych jest całkowicie uzasadniona. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że pomimo aż 15 tracków krążek nie nudzi się ani przez chwilę. Kolejne plusy to obecność mega ciekawych gości, którzy mocno urozmaicili „BCT”. Dorzucając do puli działalność wydawniczą i bookingi pod szyldem Wooded można powiedzieć jedno – dla Catz ‚N Dogz to był bardzo dobry rok.

POSŁUCHAJ

The Dumplings – Sea You Later

Kuba Karaś i Justyna Święs w końcu zamknęli usta wszystkim, którzy traktowali ten duet jako niepoważnych młodziaków. Na drugim krążku pokazują, że każde z nich nauczyło się wielu rzeczy pracując z przeróżnymi artystami. Efektem jest bardzo dojrzały album z rozbudowanymi, często długimi kompozycjami i historiami, które wciągają od początku do samego końca. Szlif brzmieniowy i produkcyjny Kuby, plus niezwykłe teksty i wokal Justyny – to zestaw najcenniejszych perełek.

POSŁUCHAJ

Smolik / Kev Fox – Smolik / Kev Fox

Andrzej Smolik współpracował z Kevem Foxem jeszcze na swojej czwartej płycie. Ale tym razem postanowili stworzyć coś, co nie będzie podobne ani do Smolika, ani do Keva Foxa. To byłoby przecież zbyt oczywiste i przewidywalne. Powstała fuzja rockowego pazura i akustycznego, emocjonalnego grania. Dwóch niezwykłych artystów, którzy czują podobnie, choć są z pozornie różnych, muzycznych światów. To nieoczywiste połączenie, ale udało się w każdym, najmniejszym calu!

POSŁUCHAJ

Rysy – Traveller

Dopracowany w każdym calu, zaskakujący, inspirujący zarówno instrumentalnie jak i wokalnie, a co za tym idzie rewelacyjnie komponujący się z głosami zaproszonych młodych i zdolnych wokalistów – taki jest „Traveler„, debiutancki krążek duetu RYSY. Na płytę musieliśmy czekać dość długo, ale patrząc na efekt widać, że było warto. Wojtek Urbański i Łukasz Stachurko mają już za sobą masę muzycznych doświadczeń, dlatego połączenie ich muzyki ze świeżymi głosami Justyny Święs czy Baascha było strzałem w dziesiątkę. Cały projekt od samego początku był poprowadzony bardzo mądrze, pomimo częstej muzycznej obecności Justyny, RYSY cały czas funkcjonowały w swoim szkielecie jako producencki duet. Z jednej strony wykorzystano potencjał popularności wokalistki, a z drugiej ewidentnie słychać jak sama rozwinęła się artystycznie. Wszyscy skorzystali łącznie ze słuchaczami, którzy dostali album bez ani jednego słabego momentu. Serce rośnie, gdy w Polsce powstaje tak dobra muzyka!

POSŁUCHAJ

Szatt – Bloom

Gdy tylko usłyszeliśmy album „Bloom” po raz pierwszy, wiedzieliśmy kto otrzyma tytuł polskiej płyty roku! Chociaż nie ukrywamy, że wybór pomiędzy Szattem a Rysami do najłatwiejszych nie należał… Wróćmy jednak do płyty. To co wyprawia tu Łukasz Palkiewicz przechodzi ludzkie pojęcie! Genialne kompozycje, a w tym niebywały talent do tworzenia wciągających melodii. I znów siłą rzeczy porównując do Rys – krążek bez słabych momentów, zarówno w kompozycjach instrumentalnych, jak i tych z udziałem wokalistów. Kazdy utwór znajduje się w idealnym dla siebie miejscu, tworząc rewelacyjną całość (my god, chyba pobiję rekord ilości przymiotników w jednym zdaniu – wybaczcie, nie da się inaczej). Jest jednak jedna rzecz, która różni „Bloom” od zdecydowanej większości albumów w tym zestawieniu. Praktycznie brak promocji, szumu, brak głośnych nazwisk, telewizji śniadaniowych itp. Tu muzyka broni się sama. Spójrzmy chociażby na wokalistów zaproszonych na album – Jaq Merner, Joannaple, Vito, Kasia Lins. Nie kojarzycie? Zacznijcie – jesteśmy pewni, że już niedługo będzie o nich głośno. Szatt to numer jeden roku 2015!

POSŁUCHAJ

Artykuł NAJLEPSZE POLSKIE ALBUMY 2015 – WYBÓR REDAKCJI pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
http://www.rgltr.pl/polska-plyta-roku-2015-wybor-redakcji/feed/ 0
NAJLEPSZE RAP SZTOSY 2015! http://www.rgltr.pl/ulubione-polskie-rap-sztosy-2015/ http://www.rgltr.pl/ulubione-polskie-rap-sztosy-2015/#respond Tue, 05 Jan 2016 13:11:36 +0000 http://www.rgltr.pl/?p=1565 Pewnie zauważyliście, że w zestawieniu najlepszych polskich utworów 2015 nie umieściliśmy żadnego kawałka rapowego. Nie stało się tak dlatego, że o nich nie pamiętamy, ale dlatego że hip-hop jest na tyle sporą sferą muzyki, że postanowiliśmy wyróżnić je w oddzielnym artykule. Poniżej subiektywny wybór 15 polskich rapowych singli, które najlepiej mi siadały w 2015 roku! […]

Artykuł NAJLEPSZE RAP SZTOSY 2015! pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
Pewnie zauważyliście, że w zestawieniu najlepszych polskich utworów 2015 nie umieściliśmy żadnego kawałka rapowego. Nie stało się tak dlatego, że o nich nie pamiętamy, ale dlatego że hip-hop jest na tyle sporą sferą muzyki, że postanowiliśmy wyróżnić je w oddzielnym artykule. Poniżej subiektywny wybór 15 polskich rapowych singli, które najlepiej mi siadały w 2015 roku!

Osiedlowe Linie Lotnicze – Definicja prezesury prod. Wrotas

Na początek zestawienia po raz pierwszy Alkopoligamia, Wrotas i Kaietanovich, czyli Osiedlowe Linie Lotnicze. Piszę „po raz pierwszy”, bo te nazwy i ksywy pojawią się jeszcze na kolejnych miejscach w tym zestawieniu. OLL to projekt łączący artystów wytwórni, poza wspomnianymi usłyszeć na nim możecie jeszcze Kubę Knapa, Made i Lazy One. „Definicja prezesury” to moim zdaniem najlepszy kawałek na tym krążku.

POSŁUCHAJ

Growbox – Mięso z grilla

Zawsze podobało mi się flow Jeżozwierza, a niestety nigdy nie było wokół jego ksywki wielkiego szumu, ani spektakularnego sukcesu płytowego. Co do Ostrego – wiem, że niektórzy twierdzą, że już dawno się skończył, ale umówmy się – chyba nie ma w Polsce człowieka, który słucha rapu i nigdy nie słuchał Adama. A osobiście uważam, że na pewno nie zapomniał jak się rapuje. To wszystko spięte muzyczną klamrą jednego z najlepszych polskich producentów Soulpete’a sprawia, że Growbox to bardzo ciekawa propozycja.

POSŁUCHAJ

Sokół x Taco Hemingway x Ras – Lek przeciwbólowy

„Prosto Mixtape Cztery” wydany został zaledwie miesiąc temu. Można znaleźć na nim masę ciekawych kolaboracji. Jedną z nich jest połączenie „szefa” – Sokoła z Rasem i Taco Hemingwayem. Przyznaję, że nie jestem wielkim fanem Sokoła – ale jest kilka jego kawałków, których stale słucham – ten jest jednym z nich. Co do Taco, to chyba udowodnił niedowiarkom, że potrafi też dobrze brzmieć na bitach innych niż produckje Rumaka. Ras w tym wałku w swoim stylu, między nami spoko.

POSŁUCHAJ

Kartky – Smoke prod. HVZX

Można powiedzieć, że Kartky przebojem i bez pardonu wbił się w rok 2015. Po pierwsze dlatego, że „Shadowplay” momentalnie stało się bardzo dobrze ocenianym w środowisku albumem. Po drugie dosłownie chwilę potem wypuścił drugi album! „Smoke” pochodzi właśnie z krążka „Fuego Infinito”. Na obu krążkach sporą rolę produkcyjną odgrywał duet HVZX i ten singiel również jest ich dziełem. Mam świadomość, że Kartky nie będzie podobał się wszystkim, bo taki styl rapowania trzeba po prostu lubić. Nie zmienia to jednak faktu, że był jedną z najciekawszych postaci 2015 roku.

POSŁUCHAJ

Zetenwupe – Wisełka prod. Wrotas

Pamiętacie „nabór” raperów do Alkopoligamii? Szeregi wytwórni zasilili wtedy Kuba Knap, LJ Karwel i Zetenwupe. Najdłużej musieliśmy czekać na album tych ostatnich, ale formalności stało się zadość i w wakacje 2015 dostaliśmy płytę „Bejbo”. Nieprzypadkowo po raz kolejny wybieramy kawałek wyprodukowany przez Wrotasa, który ma mocne argumenty na zdobycie tytułu producenta roku. Trochę zmartwił mnie fakt, że wraz z rozpoczęciem roku 2016 Alkopoligamia zawiesiła współpracę z Hade aka Kaietanovichem, zobaczymy co się w tej kwestii jeszcze wydarzy. Jeśli nie robiliście tego w tym roku, to w przyszłym również polecam – wiosna, wały nad rzeką, dobry napój, „Wisełka” to soundtrack idealny!

POSŁUCHAJ

Zaburzenia – Strach

Na regulatorze nieczęsto piszemy o rapie, ale Zaburzenia to grupa, która pojawia się w naszych tekstach i audycjach dość regularnie. Z jednej strony niesamowite produkcje muzyczne Szatta, które są bardzo charakterystyczne na tle innych producentów, a z drugiej mocny nacisk na liryczny tekst Kuby Witka (Tusz Na Rękach). Takie połączenie w ostatnich czasach rzadko się zdarza i to chyba jest powód, dla którego mocno ten projekt wspieramy.

POSŁUCHAJ

Kuban x Essex – Mała Mi

10 marca Essex wydał swój album „De_EP_Fo_Rest”, na którym jednym z gości był Kuban. Najwiekszą zaletą kawałka „Mała Mi” jest coraz częściej stosowane odejście od klasycznego szkieletu rapowego, co w tym przypadku wyszło znakomicie. Bitowi zdecydowanie bliżej do elektroniki i jedynie momentami przemycane są typowo hiphopowe uderzenia perkusyjne, w co idealnie wpasowuje się nowoczesny styl nawijki Kubana.

POSŁUCHAJ

Małpa – Naiwniak prod. Donatan

W końcu się doczekałem! Jeden z moich ulubionych raperów – Małpa – wraca. Chociaż na album musimy jeszcze trochę poczekać, to już teraz możemy się cieszyć kilkoma singlami. Fajnie, że Małpa przy nowych produkcjach ciągle rozwija i odświeża swoją łatkę klasycznego rapera. „Naiwniak” może być też dowodem dla hejterów Donatana na to, że gość nie zapomniał jeszcze jak się robi dobre bity.

POSŁUCHAJ

Rasmentalism – Film o nikim

Niezmiennie twierdzę, że „Wyszli coś zjeść” to jedna z najlepszych polskich płyt hip-hopowych a.d. 2015. Ras i Ment już od kilku lat cały czas prezentują progres, a „Film o nikim” może być tego rozwoju wizytówką. „Brudne flow, czyste ciuchy, wolny umysł, szybkie ruchy”.

POSŁUCHAJ

Taco Hemingway – 6 zer

Jak nawinął tak zrobił. 6 zer pod klipem jest i to niedługo z 4 z przodu. Żeby wszystko się zgadzało, to u nas na szóstym miejscu. Pomimo tego, że do taco-fanatyzmu, którego w ostatnim czasie jesteśmy świadkami raczej mi daleko, to nie ulega wątpliwości fakt, iż był on w tym roku ważną dla polskiego rapu postacią.

POSŁUCHAJ

Quebonafide x Zamilska – Święty spokój

Jestem wielkim fanem łączenia różnych muzycznych światów, a na pewno w taki sposób. W ramach świetnego projektu radiowej Czwórki „Żywy Gig” Quebonafide nawinął do muzyki Zamilskiej. Wyszło genialnie, oboje pokazali swoje najmocniejsze strony, a wyszedł z tego kawałek jedyny w swoim rodzaju. Widziałem, że w komentarzach niektórzy fani Queby mocno narzekają, że „słaby bit”… Hey people, open your minds!

POSŁUCHAJ

Ten Typ Mes – Możliwość prod. Wrotas

Będzie krótko. Noworoczny nabytek Alkopoligamii – Wrotas – sieknął taki bit, że za każdym razem gdy słyszałem ten wałek w samochodzie, ręce bezwarunkowo puszczały kierownicę i lądowały pod sufitem. I pomimo (dziwnego?) refrenu i wręcz groteskowego mesika-mercedesika w klipie, „Możliwość” dobrym sztosem jest!

POSŁUCHAJ

Leh – Pierwszy raz feat. Ten Typ Mes, Rybas prod. Lanek

Przyznaję szczerze, że na początku do Młodego Leha przekonany nie byłem. Do tego stopnia, że gdy usłyszałem o wydaniu jego płyty w Alkopoligamii to trochę się zaśmiałem. Ale teraz sobie myślę, że musiałem się chyba wtedy najeść czegoś niezdrowego, bo ewidentnie mi się coś pomyliło. Leh siada świetnie, a flow w tym kawałku jest na tak genialnym poziomie, że można go słuchać bez przerwy. Do tego zwrotka Mesa, co to za loooot!!! Nie wiem czy to nie najlepsza jego zwrotka w tym roku. Tylko Rybas jak dla mnie nie dźwignął, tak czy siak 3 miejsce mocno zasłużone.

POSŁUCHAJ

Otsochodzi – Polepiony

„…Rób swoje młody” – jeśli Janek będzie nagrywał wałki w takiej stylówie to kupuję każdą kolejną produkcję w ciemno! Po raz pierwszy usłyszałem go przy okazji Młodych Wilków i fakt, że na wspólnym „Wilczym sezonie” był postacią mocno się wyróźniającą, nie był przypadkiem. A „Polepiony„? Bit świetny, flow idealne, a gość ma dopiero 19 lat. Nic do dodania – 10/10!

POSŁUCHAJ

W.E.N.A – Lato w mieście

Wudoe zawsze nagrywał sztosy, i nie zmienia się to już od długiego czasu. Monochromy EP nagrana z Quizem jest tego najlepszym przykładem. „Lato w mieście” było zapętlone na playliście przez większość roku 2015, a ilości odsłuchów nie jestem w stanie zliczyć. Dorzućmy do tego stworzoną przez Forina genialną oprawę graficzną epki i artefakty symbolizujące każdy utwór. W połaczeniu tworzy to niesamowity efekt! A coś czuję, że jeśli w końcu uda mu się wydać wspólny album z Electro Acoustic Beat Sessions to w przyszłym roku też nie będę miał problemu z wyborem pierwszego miejsca. Czekam!

POSŁUCHAJ

Artykuł NAJLEPSZE RAP SZTOSY 2015! pochodzi z serwisu www.rgltr.pl.

]]>
http://www.rgltr.pl/ulubione-polskie-rap-sztosy-2015/feed/ 0