PODZIEL SIĘ

oxford_drama_2Po świetnie przyjętej debiutanckiej EPce pojawiły się pytania – czy długogrający krążek sprosta wyzwaniu rzuconemu przez minialbum. Odpowiedź na to pytanie przerosła jednak najśmielsze oczekiwania. „In Awe” sprawiło, że duet Oxford Drama został uznany za jeden z najciekawszych debiutów ubiegłego roku. Teraz pracują nad nowym materiałem, przed którym pytanie to z pewnością powróci. Z Gosią i Marcinem spotykamy się tuż przed pierwszymi urodzinami „In Awe”, w korytarzu jednej z wrocławskich kamienic, w której mieli zagrać koncert w ramach Sofar Sounds.

Łukasz Sidorkiewicz: Jesteśmy dzisiaj na wrocławskiej odsłonie Sofar Sounds. Zastanawiałem się czy specjalnie na tę okazję przygotowaliście inne wersje swoich utworów? W końcu wiadomo, że Sofar często rządzi się swoimi prawami.

Gosia: Przygotowaliśmy na Sofar głównie nowe utwory, które myślę, że nie są jeszcze tak dobrze znane. A już na pewno nie w wersji koncertowej, ponieważ gramy świeże „Coney Island” i „Melindę”. „Coney Island” dotychczas zagraliśmy tylko raz, w Opolu. ‘Melindę’ mieliśmy już okazję grać troszeczkę wcześniej. Bardzo lubimy też grać kawałek „Preserve”. Stąd dwa nowe utwory i jeden klasyczek.

Marcin: I jeszcze niespodzianka w postaci Kuby Saniewskiego. Kuba z Jarkiem grali kiedyś w zespole Atlas Like. Jarek jest naszym regularnym perkusistą na koncertach. Zaprosiliśmy Kubę, żeby dołączył do składu i zagrał na basie. Byliśmy bardzo zadowoleni kiedy przystał na tę propozycję. Dzisiaj więc zagramy w kwartecie.

Świetna sprawa! Niesamowite jest też to, że za dwa dni będziecie obchodzić pierwszą rocznicę premiery Waszego debiutanckiego krążka „In Awe”. Strasznie szybko ten czas leci!

Gosia: Tak, to już mija rok!

Czy macie jakieś przemyślenia odnośnie tego albumu z perspektywy czasu? Widziałem, że mnóstwo osób, portali internetowych oraz stacji radiowych bardzo dobrze wypowiadało się na temat tego krążka. Czy spodziewaliście się również tak pozytywnego odbioru albumu?

Gosia: Na pewno nie spodziewaliśmy się, że będą same miłe słowa. Nie robiliśmy tego albumu z myślą o recenzjach. Robiliśmy po prostu wszystko, co czuliśmy, że jesteśmy w stanie zrobić jak najlepiej. Sami chcieliśmy być z tego zadowoleni. Oczywiście chcieliśmy, żeby ludzie stwierdzili, że to są naprawdę fajne kawałki i przemyślany album. Ale nigdy nie myśleliśmy z Marcinem, że super byłoby zbierać same dobre opinie.

Marcin: Przede wszystkim przy wszystkich recenzjach z prasy zabrakło konstruktywnej krytyki i wglądu wewnątrz. Album ma swoją fabułę – zaczyna się bardzo letnio, kończy bardzo jesiennie. Ma swoją narrację. W uszy krytyków i słuchaczy nie wpadł również rozwój warsztatu wokalnego Gosi, która w pierwszych utworach śpiewała bardzo młodzieńczo, a nasze produkcje były wtedy, powiedziałbym, naiwne. Wydawało nam się, że to, co robimy jest czymś początkowo przemyślanym. A kiedy z perspektywy czasu na to patrzyliśmy – okazało się to dla nas strasznie niedopracowane. Ten aspekt również został pominięty w recenzjach. Chyba dobre słowa ze strony krytyki nie przełożyły się na odbiór. Może wynika to z tego, że album nie był do końca przystępny. Miał momenty z potencjałem radiowym, ale jednak jest to płyta trudna w odbiorze, wymagająca skupienia. Z tego powodu mógł nie zaistnieć wśród szerszej publiczności. Natomiast słowa uznania ze strony krytyków muzycznych cieszą w tym wszystkim najbardziej – pod tym względem można uznać album za sukces.

Mówiłeś o rozwoju Gosi, ale wydaje mi się, że można sporo opowiedzieć też o tym, co działo się u Ciebie. Widziałem, że udzielałeś się nawet w TONACH w kwestii produkcji muzycznej. Odbywały się tam spotkania, w których uczestniczyliście.

Marcin: W TONACH mamy naszą salkę prób. Było takie spotkanie, które prowadził Paweł Klimczak. Przygotowaliśmy się do niego niezwykle skrupulatnie – przynieśliśmy ze sobą nawet komputer stacjonarny, na którym pokazywaliśmy nasze utwory. Paweł poprosił nas o zagranie minimalnego seta. My z kolei przynieśliśmy ze sobą większość naszych syntezatorów, co wywołało mocne zdziwienie. Chyba zawsze tak u nas było, że tego typu rzeczy braliśmy zbyt poważnie. Chcieliśmy zrobić wszystko jak najlepiej – tak, jak na przykład wtedy. Myślę, że dobrze odzwierciedla to nasze początkowe możliwości, naprawdę dawaliśmy z siebie wszystko. A nie były to topowe produkcje – mówię o naszej pierwszej EPce. Dawaliśmy z siebie nie mniej niż podczas spotkania z Pawłem, kiedy przyjechaliśmy autem wypakowanym po dach, chociaż on poprosił o występ minimalny.

Wspominaliście o tym, że macie nowe kawałki, które zabierzecie w trasę, żeby je pokazać. Czy to oznacza, że już zaczęliście nagrywać nowe produkcje, czy chcecie ogrywać to wszystko na koncertach, żeby za jakiś czas powstały profesjonalne nagrania?

Marcin: Nowe kawałki właśnie powstają, „Coney Island” i „Melinda” to utwory, nad którymi pracowaliśmy w tym roku. Równolegle zaczęliśmy też rozwijać wiele innych pomysłów i jest ich całkiem sporo. Teraz dopieszczamy je z myślą o przyszłorocznym albumie. Naszą taktyką jest, aby na najbliższych koncertach w listopadzie i grudniu przemycić jeden lub dwa nowe utwory na każdy z nich. Chcemy, aby to były różne kompozycje, aby zobaczyć jaki mają potencjał. Na pewno idziemy w stronę szybszego i mocniejszego grania. Cały czas kierujemy się w stronę łączenia brzmień syntetycznych i akustycznych – chcemy znaleźć między nimi balans.

Wspominaliście o utworze „Coney Island” – zawsze Oxford Drama kojarzyłem z ulicą Oxford w Londynie, a tu najwidoczniej mamy do czynienia z zapiskami ze Stanów Zjednoczonych. Co dzięki takiemu nawiązaniu chcieliście pokazać?

oxford_drama_3Marcin: Przede wszystkim „Coney Island” oraz „Melinda”, są naszą próbą powrotu do lat młodzieńczych, do przełomu lat 90. i do początku XX wieku. Miała wówczas miejsce nasza pierwsza styczność z kulturą amerykańską. Poznawaliśmy ją głównie przez MTV, kreskówki, dzieła popkultury. Kojarzyło nam się to głównie ze „Światem według Ludwiczka” czy McDonalds’em. Gosia pierwsze lata życia spędziła w Stanach i ma z tego okresu wiele pamiątek. Są to ważne elementy kulturowe, które nas ukształtowały. Nie ukrywamy, że kultura zachodnia, w szczególności amerykańska, bardzo wpłynęły na nasz rozwój zarówno jako muzyków, jak i ludzi. „Coney Island” jest formą hołdu dla Ameryki jako świata idealnego, który pamiętamy z naszych lat młodzieńczych.

Gosia: To jest hołd dla jasnych, spranych i dużych jeansów, dla dużych białych t-shirtów i dla białych adidasów.

Marcin: Również dla żółtych pasów, dla The Simpsons, Beavisa i Butt-Heada i dla wszystkiego, co się z tym wiąże.

Zrobiliście do „Coney Island” teledysk, który jest zlepkiem archiwalnych materiałów, a wcześniej minimalistyczną wizualizację do „Melindy”. Skąd pomysł i dostęp do takich materiałów.

Marcin: Creative commons – nic dodać, nic ująć. Przeglądając pomysły na ten teledysk trafiliśmy na prawie trzydziestominutowy zapis wideo. Mieliśmy na to pomysł, a cała reszta była dziełem kreatywnym montażysty, którego znaleźliśmy. Byliśmy bardzo zadowoleni z fabuły, którą stworzył z zupełnie przypadkowych nagrań – stwierdziliśmy od razu, że to jest to i tak będzie wyglądał nasz teledysk do „Coney Island”, obraz idealnie łączy się z dźwiękami, więc musieliśmy się na to zdecydować.

Nawiązując do obrazu – czy jesteście wielkimi fanami kina? Szczególnie, że Wrocław jest festiwalową ostoją różnego rodzaju filmów, bardziej ambitnych i alternatywnych. Macie swoje ulubione festiwale filmowe? Interesujecie się tym, czy teledysk był formą wybryku?

Gosia: Kiedyś z pewnością mieliśmy więcej czasu, żeby oglądać filmy. Nigdy nie jeździliśmy wprawdzie na festiwale filmowe, ale mieliśmy świadomość tego, że we Wrocławiu dużo się dzieje w tej kwestii. Właściwie wszystko, co dzieje się w kinie Nowe Horyzonty jest niesamowite, na przykład American Film Festival. Zawsze staramy się z Marcinem wpaść chociażby na moment. Teraz mamy zdecydowanie mniej czasu na filmy, ale na pewno mają one ogromny wpływ na naszą muzykę, na to, co opowiada – zwłaszcza przy najnowszych utworach. Czasami też mówimy do siebie różnymi scenami czy reżyserami, bo potrafią oni uchwycić taki klimat w filmach, jaki muzyk w swoich utworach. Niekiedy wystarczy powiedzieć nazwisko i wszystko staje się jasne. Oczywiście mamy ulubionych twórców i ulubione tytuły, lubimy do nich sięgać raz na jakiś czas.

Marcin: Myślę, że „Coney Island” nigdy nie powstałoby bez Woody’ego Allena, bez serialu „Mad Men”. Oczywiście, chcielibyśmy mieć tyle samo czasu na każdy aspekt sztuki: na filmy, literaturę… Ale doba ma tylko 24 godziny. Zdecydowanie najwięcej czasu spędzamy w świecie idealnym – świecie sztuki – niż w rzeczywistym.

Widziałem ostatnio informacje o Waszej zmianie wytwórni – na samym początku był Brennnessel, teraz ART2. Co daje Wam ART2, czego nie dawał Brennnessel i w jaki sposób zakończyła się Wasza historia w tej wytwórni?

oxford_drama_4Marcin: Nie jest to nic specjalnego. Współpraca zakończyła się w przyjaznej atmosferze – czyli tak, jak powinna. Przede wszystkim w ciągu dwóch lat współpracy z Brennnessel bardzo wiele się od nich nauczyliśmy, poznaliśmy się jako ludzie, zagraliśmy wspólnie trasę i kilka pobocznych koncertów. Nagrywaliśmy drugą EPkę w studiu chłopaków z KAMP! w Łodzi, a decyzja o znalezieniu nowego managementu i nowej wytwórni była po prostu krokiem naprzód. Byliśmy do tego zmotywowani. Siłą rzeczy Brennnessel zajmuje się głównie muzyką elektroniczną, a my zmierzamy bardziej w stronę brzmienia organicznego – taka była po prostu kolej rzeczy. Chłopaki z KAMP! przygotowują nowy materiał – równolegle do tego, co robimy my. Każdy idzie swoimi ścieżkami.

Mimo tego, że mówicie o analogowym, organicznym graniu, tworzycie również remiksy. Ostatnio wzięliście na warsztat utwór zespołu JAAA!, a oni z kolei Wasz. Zastanawiałem się, jaki mieliście na to pomysł, bo chociaż JAAA! tworzy elektroniczne dźwięki, to jednak są one brudne, mają dużo hałasu.

Marcin: Przede wszystkim to nie był nasz pierwszy remiks. Jeśli chodzi o pracę przy tej produkcji, to nie różniła się ona od pracy nad regularnymi utworami. Gosia w nim śpiewała, miała również wkład kompozycyjny w ten kawałek – nie różniło się to niczym od normalnego tworzenia. Rozkład sił w zespole jest taki, że Gosia zajmuje się wokalami, melodiami do wokali i pisaniem tekstów, ale działa również ze mną w kwestiach kompozycyjno-producenckich. Ja natomiast jestem bardziej mózgiem naszej produkcji i tak wyglądała również praca nad kawałkiem JAAA!. Kiedy tworzymy remiksy, nigdy nie zależy nam na tym, żeby do ścieżki oryginału dodać stopę na 4/4 i zrobić z tego parkietowy numer. Zawsze traktujemy to jako własną interpretację z elementami dzieła oryginalnego. Najlepszym przykładem naszych inspiracji jest to, co Wild Beasts zrobili z utworem „Night Light” Jessie Ware.

Gosia: Oni też dodali tam swoje partie wokalne – ich dwa głosy przepięknie współgrają z głosem Jessie Ware. Ja akurat bardzo lubię remiks JAAA! dlatego, że w naszych głowach powstał taki pomysł na dodanie mojego wokalu w utworze, dokładnie części, którą śpiewa Remik. Chcieliśmy zrobić z tego formę rozmowy z nim. Kiedy początkowo zaczęłam coś śpiewać, Marcin przypomniał sobie o dawnym pomyśle zmiksowania dwóch wokali ze sobą. Co dwie głowy to nie jedna! Jestem małym pomocnikiem Marcina, lubię czasami namieszać albo przez to go naprowadzić.

Jakie są Wasze dalsze plany? Czy Kuba Saniewski, który gra z Wami dzisiaj gościnnie, zostanie włączony w koncertową odsłonę Oxford Drama?

Marcin: Przede wszystkim, wszystko wskazuje na to, że ART2 będzie zapewniało nam duże możliwości koncertowe i granie na większych scenach. Jeśli chodzi o skład zespołu – od dłuższego czasu naszym marzeniem było poszerzanie go. Nie wszędzie logistycznie jest to możliwe, natomiast na większych koncerty i my, i Kuba, chcielibyśmy grać razem. Myślę, że to nie jest nasze ostatnie słowo jeśli chodzi o skład koncertowy! Natomiast skład studyjny, czyli proces komponowania, produkcji i realizacji – zawsze będzie taki sam. Taka jest koncepcja zespołu Oxford Drama. Zależy nam także na tym, żeby grać muzykę z przyjaciółmi, bo to świetna energia – i będziemy tak robić! Na pewno Kuba pojedzie z nami na nasz ostatni koncert w tym roku, w grudniu w Warszawie. Mamy nadzieję, że później również będą takie możliwości.

Jak będą wyglądać Wasze najbliższe miesiące?

Gosia: Mamy nadzieję na jak najwięcej koncertów, pracujemy nad tym wspólnie z ART2. Także komponowanie utworów, żeby podejść do drugiego albumu w zupełnie nowy sposób, mieć czas na to, żeby pomysły spokojnie dojrzewały. Chcemy pokazać na nim, że trochę się zmieniło, że cały czas się kształcimy i wciąż mamy dużo do powiedzenia.

Marcin: Chcielibyśmy też, żeby ten album brzmiał jak naprawdę dobrze zrealizowany, więc poświęcimy mu bardzo dużo czasu. Myślę, że będziemy też bawić się z naturalnymi przestrzeniami. Jeśli przyjdzie do ostatecznej realizacji nagrań, to wyjdziemy z naszej strefy komfortu i wybierzemy się w różne ciekawe, egzotyczne miejsca, żeby nagrywać te partie.

Rozmawiał Łukasz Sidorkiewicz
Wywiad wyemitowany został w Radiu LUZ dn. 13.11.2016r.
Redakcja wywiadu: Patrycja Strzyżewska